poniedziałek, 7 września 2015

Raj na Ziemi. Czyli o poszukiwaniu równowagi, kontaktu i akceptacji.

Jest takie miejsce na Ziemi, jakieś 3 godziny drogi od miejsca, w którym obecnie mieszkam. Nie ma tam ani prądu, ani bieżącej wody, ani gazu. Jest za to wychodek nieopodal, do źródełka po wodę idzie kilka minut przez las, piec, w którym się pali drewnem i gotuje dłużej niż na kuchence gazowej, ale za to nic się nie przypala. Prowadzi się w tym domu, rozmowy przy świecach gdy zajdzie już słońce, a za oknem pada deszcz, na tyle mocno, że nie da się usiedzieć przy ognisku.

W tym miejscu, naprawdę mniej znaczy więcej.

Trudno powiedzieć, że w dziczy jest cisza. Wychodząc z domku do wychodka, słychać szum, na tyle głośny, że w pierwszej chwili mam wrażenie, że to piłą ktoś ścina drzewo. Dłuższą chwilę przysłuchuję się i już wiem, że to rój owadów, które bzyczą. Muchy, pszczoły i mnóstwo innych, przeze mnie nie rozpoznanych. Kiedy przyzwyczajam się do tego dźwięku, moją uwagę przykuwa szum drzew, inny gdy nadchodzi deszcz, a inny gdy to po prostu podmuch powietrza. Wraz z wiatrem przychodzi zapach, który odczuwam intensywniej niż w innych miejscach Ziemi. Tutaj spotykam się z obfitością natury, z jej przemijaniem, byciu w ciągłym ruchu. Jem jeżyny, które spotykam podczas spokojnej wędrówki, gdzieś poza szlakiem, bez celu w takich ilościach, że aż mogę najeść się do syta. Choć nie wiem, czy można mieć dość jeżyn;-)

Obserwując naturę z tarasu, zauważam z jaką lekkością poruszają się chmury. Jedne poruszają się tak powoli, że wydaje się iż stoją w miejscu, drugie suną w zadziwiającym tempie. Te szybkie często są ciemniejsze...W pewnym momencie dostrzegam spadający, jakby z nieba, liść. Obserwuję jego taniec ku ziemi, ponownie dostrzegam lekkość przemijania. Dziś jeszcze drzewa są zielone, powoli jednak rozpoczyna się proces zmiany barw, opadania, nadchodzi jesień, a za nią zima.

Zegarek, telefon i lusterko zostają gdzieś tam. Tutaj nie są mi potrzebne, a to one często dyktują nam warunki, określają nasz wiek, moment w życiu i sprawiają, że podejmujemy różne działania aby ów czas oszukać. Tutaj czas wyznacza słońce i księżyc, pory roku, to one dyktują warunki. W Raju, z taką lekkością przychodzi akceptacja tego co jest, stanu na tu i teraz, aż w pewnym momencie orientujesz się jak wiele rzeczy, których używasz na co dzień są zbędne a wręcz szkodliwe.

Pośpiech także został gdzieś tam. Aby ugotować obiad należy rozpalić w piecu, nastawić imbryk z wodą, garnek z kaszą, patelnię z dynią, która gotuje się dłużej niż na kuchence gazowej. Jednak niezwykłym walorem takiego pieca z żywym ogniem jest aromat, jaki się przy tym wydziela, ciepło jakie temu towarzyszy (szczególnie przydatne w jesienne, deszczowe dni), oraz czas jaki się zyskuje. Podczas którego można z uważnością ten posiłek przyrządzić, spotkać się ze sobą przy tym przyjemnym cieple i trwać w milczeniu, delektując się skwierczącym ogniem, lub rozprawiać o tym co mniej lub bardziej ważne. Jakaż to magia...

Kiedy wykonuje się "czynności organiczne" (jak to nazwał eR), takie które pozwalają nam przetrwać, w głowie robi się ciekawa przestrzeń. Wypełniają je pytania. Okazuje się jednak, że to nie te pytania o sens istnienia, życia po życiu są najważniejsze. Największe pytania to te, które często wydają nam się błahe (jak pisze Edward Stachura w Fabula Rasa, której to książki fragment, czytał nam eR), mało istotne. A dotyczą one nas samych, tego co nas denerwuje, co nas raduje, powodów z których wybieramy, lub nie wybieramy jakiejś drogi, jedzenia, przedmiotu. Te pytania są ważne, bo odpowiedzi na nie znamy my sami, a prowadzą one do samopoznania. Głowimy się nad początkiem świata, mówimy o czarnej dziurze w kosmosie, a czy zastanawiamy się nad czarną dziurą, jaką mamy w sobie? Nad samotnością, bólem, lękiem, który w nas jest, a przed którym wciąż uciekamy? Czym jest ta czarna dziura dla mnie, dla ciebie? Co się stanie, jeśli zaproszę tę czarną dziurę, posiedzę przy niej, przyznam, że ona jest, że się czegoś boję, czy inni też tę czarną dziurę widzą, tak samo się boją? Czy może ona jest tylko moja osobista i nikt inny nie może za mnie jej oswoić.

Takich lekcji życia, zadumy nad sobą, światem można tutaj doświadczyć. Można o nich głośno rozmawiać, rozmyślać, nazywać je, jeśli w tym miejscu jest się z ludźmi nam bliskimi i otwartymi na poznawanie siebie i innych.

Teraz kiedy o tym piszę, jestem tutaj, czyli w domu, oddalonym od 3godziny drogi od (w tej chwili) tamtego miejsca. To dalej jest Raj, choć tutaj mam prąd, gaz i bieżącą wodę w kranie i inne udogodnienia. Noszę go w sercu. I ode mnie zależy, jak długo tu gdzie jestem będę czuć się jak w Raju. Raj nie oznacza bycia w ciągłym zachwycie, szczęściu, lekkości. To raczej oznacza akceptację tu i teraz. A tu i teraz potrafi być trudne, fascynujące, smutne, bolesne, radosne, ciepłe lub zimne.

Zachęcam do poszukiwania swojego Raju.
Równowagi ciała i umysłu.

Wilczyca.



Wilczyca z Baboszką, radość z wędrówki i odpoczynku

Popatrz w chmury, oddychaj do brzucha, bądź uważny/a w tu i teraz

Szczęście to ta chwila co trwa :-)

Obiad z widokiem na Pieniny, przy niczym niezmąconych odgłosach natury. Foto: Dorota Komasa

Kiedy się dzielisz to tak naprawdę mnożysz. Dzielimy się radością i bogactwem smaków, dań wege. Foto: Dorota Komasa 
Wybierz się na łono natury, poszukaj krzewów jeżyn i ciesz się ich smakiem np. podczas śniadania. Foto: Dorota Komasa

Foto: Dorota Komasa

Gotowanie na żywym ogniu, to wspaniała okazja do pobudzenia wszystkich zmysłów i zatrzymania się nad chwilą, która trwa! I dzięki temu smak pieczonego ziemniaka nabiera nowego wymiaru! Koniecznie wcześniej opiecz je w żarze z ogniska, a na patelni posyp wędzoną, słodką papryką!
Foto: Dorota Komasa

Powroty także są piękne:-)
Foto: Dorota Komasa

Foto: Dorota Komasa

Niespodziewana nagroda, podczas powrotu. Tatry nam się ukazały!
Foto: Dorota Komasa

Już tęsknię! A dzięki temu wiem, że jeszcze tam wrócę:-)
Foto: Dorota Komasa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz