Długo poszukiwałam siebie, tak samo długo poszukiwałam szczęścia. Poszukując też zwierzęcia, z którym mogłabym/chciała się utożsamiać, zainteresowałam się wilkami. One z kolei wskazały mi gdzie jestem, gdzie leży moje szczęście i uczą wciąż mądrości jaka płynie od zwierząt i natury. Blog ten traktuje o drodze jaką jest moje życie, o rozwoju, o edukacji widzianej moimi oczami.
poniedziałek, 30 marca 2015
Codzienność-- o tym jak odnalazłam swoją watahę.
Wiosna zdecydowanie sprzyja temu, by porządkować różne sprawy. W tym czasie zazwyczaj przeglądamy szafy, półki, spiżarki, myjemy okna, trzepiemy dywany, wycieramy staranniej kurze. I często na tym nasze porządki się kończą...
Od jakiegoś już czasu bacznie się sobie przyglądam. Zauważyłam też, że wiosna to czas weryfikacji różnych moich zimowych planów, przemyśleń, reflekcji, skrzętnie skrywanych do tej pory w kajeciku. To czas porządków w głowie, ale też czas eksplozji nowych pytań, wątpliwości i pragnień.
Dlatego wydaje mi się ważne, zadbanie o porządek w głowie, sercu i na biurku, by powstała przestrzeń na to co nowe.
Co przyniosła mi tegoroczna wiosna?
Przede wszystki odkryłam, że przez wiele poprzednich lat wędrowałam przez życie jako samotna wilczyca. Spotkałam na swej drodze wiele przyjaznych mi wilków, jednak każdy z nich miał już swoją rodzinę. Dzięki nim dowiedziałam się wiele o sobie, nauczyłam się nowych zachowań, które dawały mi siłę do dalszej wędrówki. Po ostatnim weekendzie z niedowierzaniem odkryłam, że od około pół roku wędruję z własną watahą, stworzoną z wilków, które siebie nazwajem przez lata poszukiwały, nie wiedząc o swoim isnieniu, jedynie to przeczuwając.
Kim oni są tak naprawdę? To ludzie o otwartych duszach, przy których można czuć się swobodnie takim, jakim się jest. To ludzie, którzy jak wilki, dbają o każdego w stadzie.
Poprzez to doświadczenie, bardzo wyraźnie widzę, jak ważne jest podążanie za tym co nas porusza. A w podejmowaniu decyzji ważne są argumenty i intuicja. I przestrzeń, w której ta intuicja może zostać usłyszana.
Wybór, który mnie skierował właśnie do tego miejsca, w którym jestem, do spotkania ludzi, z którymi czuję się jak w domu ogromnie wpłynął na jakość mojej codzienności. Życie w zgodzie ze sobą, słuchanie intuicji nie oznacza braku problemów i lekkiego bezstresowego doświadczania. To oznacza, tyle, że trudności jakie się pojawiają w życiu stają się lekcją, z której wychodzi się silniejszym, mążdrzejszym i bardziej świadomym. Codzienność, która zyskuje na jakości to taka codzienność, w której straty nie rozdzierają nam duszy. Tylko robię miejsce na pojawienie się czegoś nowego.
Każdy sam może sobie odpowiedzieć, jakie jest takie postrzeganie tego co w jego życiu się dzieje, i jaka droga, relacje, spotkania podnoszą jakość owej codzienności.
Z tą reflekcją i radością z obecnej wiosny kończę.
:) Posyłam jeszcze uśmiechy :)
Wilczyca
Codzienność-- cykl wpisów zawierających esencję z życia Wilczycy, nie tylko Mentorki
CODZIENNOŚĆ to seria zdjęć z opisami, cytatami, moimi propozycja do refleksji. Będą one traktować zarówno o tym co dla mnie w życiu osobistym i zawodowym istotne. Zatem dotyczyć będą mojej pracy w Bukowym Domu, tego o czym codziennie świadczymy (jako społeczność) swoim zachowaniem, podejmowanymi działaniami, dialogami, relacjami. Drugi wątek dotyczyć będzie mnie jako człowieka, wartości jakimi chcę się dzielić, a które krążyć będą wokół realizacji swoich pasji, odnajdywania swojego żywiołu, kontaktu z ciałem i integracji serca, ciała i umysłu. Zapraszam do śledzenia, do dzielenia się reflekcjami i do brania udziału w warsztatach, które już w kwietniu ruszą w Naturalnej Szkole Bukowy Dom, w Wyrach, między Mikołowem a Tychami. Plakat ze szczegółami ukaże się w niedzielę! :)
A to dotychczasowe wytwory:
A to dotychczasowe wytwory:
Pozdrawiam Was Wiosennie!
Wilczyca
niedziela, 15 marca 2015
Edukacja zintegrowana z ciałem.
Dziś o edukacji zintegrowanej inaczej.
Mówi się i naucza na uczelniach
pedagogicznych jak ważna jest edukacja zintegrowana. Czyli łączenie treści
matematycznych, polonistycznych, przyrodniczych, informatycznych itp. Do tego
celu wykorzystuje się m.in. metody projektów, np. storyline, pracę w grupach,
etiudy teatralne, spotkania z różnymi osobistościami. Pisze się w oparciu o te
narzędzia autorskie programy edukacyjne, oczywiście szczególnie dla klas I-III
gdyż tam jest jeszcze największa swoboda działania dla
nauczyciela (oczywiście mowa o szkołach systemowych, tradycyjnych, że tak to
ujmę, i oczywiście ta swoboda też ma swoje od-do). Jednocześnie troszcząc się o
holistyczny rozwój dziecka pomija się bardzo ważny aspekt, który gołym okiem
widać wśród dzieci w Bukowym Domu. Jest nim bycie w ruchu, świadomość ciała, tzn.
świadome jego poruszanie do wyrażania siebie.
Obserwuję od jakiegoś czasu fenomenalną
umiejętność naszych uczniów do odgrywania ról, wcielania się w przeróżne
postacie, owoce, zjawiska przyrodnicze. Rozmawiam z nimi o tygrysach, oglądamy filmik
chwilę później mam wokół siebie tygrysa, geparda i węża. I to nie tak, że oni
mówią tylko o tym, kim są, oni są tymi zwierzętami od małego palca u stóp, bo
czubek głowy. Angażują się cali. Naśladują ruchy, dźwięki, są ciekawe jak te
zwierzęta zachowują się w naturalnym środowisku i zaraz potem wykorzystują to w
zabawie. Tego typu zachowania nie ograniczają się tylko do zwierząt. Za
pomocą ciała, głosu, i różnych rekwizytów odgrywają rośliny, zjawiska
atmosferyczne, postacie z bajek i gier.
Wow! O tym nie uczą na uczelniach! Nikt
nie mówi o tym, by dać dzieciom przestrzeń na odegranie w ciele nowo poznanego
materiału! Choć powszechnie znany jest pogląd, że większość ludzi to tzw.,
kinestetycy to nigdzie już się nie wspomina, jak tę wiedzę wcielić w życie.
Dzięki temu edukacja zintegrowana coraz częściej jest, ale tylko na poziomie
intelektualnym...A ruch to mniej istotny dodatek, głównie przy okazji tzw.
w-f'u, po którym wiele dzieci przestaje mieć ochotę się ruszać (taki
paradoks).
Mając doświadczenie pracy z ciałem i
wiedzę na ten temat (dzięki licznym szkoleniom, warsztatom, książkom), mogę
wspomóc, zainspirować by do naśladowania kota, tygrysa świadomie użyć swoich łopatek.
Czasami wystarczy zapytać: a co jest charakterystycznego w poruszanie się
warana z komodo? I dzieci fantastycznie i bez skrępowania potrafią to nazwać i odtworzyć.
Co daje świadomość ciała i praca z obrazami mentalnymi?
Mogę powiedzieć na swoim doświadczeniu,
które zdobyłam będąc już dorosła. Przede wszystkim poczcie zintegrowania, że to
ciało, o którym się uczyłam na biologii, które obserwowałam u siebie i innych
ma mięśnie, ścięgna, kości, ograny i one czemuś służą.Usłyszałam bicie swojego
serca, zrozumiałam pracę płuc i ich wpływ na moją klatkę piersiową. Drugą
równorzędną sprawą było to, że poprzez świadomy ruch, mogłam siebie lepiej
wyrażać. W tańcu, w odgrywaniu różnych ról. Trzeci aspekt jest taki, że czuję
swoje ciało, mam do niego większy szacunek niż wtedy, gdy go nie miałam. Jestem
w stanie uświadomić sobie, że bolą mnie barki a nie całe plecy, że moje serce
bije bardzo mocno dając znać, że czegoś jest za dużo. Mogę w ten sposób sobie
pomóc, prostując kręgosłup, rozluźniając rękę czy uspokajając oddech.
Co to może dać dzieciom? Może pozwolić na
poszerzanie wiedzy o sobie a przez to większą łatwość w określaniu jak się
czuję. Może pozwolić na jeszcze lepsze odzwierciedlanie tego, co ich interesuje,
ale też wpływa na lepszą koordynację ruchową, wzrokowo ruchową, na poczucie pewności siebie. Może zwiększyć samokontrolę,
tzn. jeśli dziecko będzie świadome, że od mocnego ściskania kredki, ołówka ręka
szybciej mu się zmęczy, będzie mogło świadomie pracować nad jej rozluźnieniem a
przez to na usprawnienie umiejętności pisania, rysowania.
Pisząc ten post przypomniał mi się jeden
warsztat, który myślę, że obrazuje, dlaczego aspekt, o którym tu czytacie jest
pomijany.
Warsztat nosił tytuł: Wytańczyć
Baśń, przeznaczony był szczególnie dla nauczycieli nauczania początkowego.
Trwał dwa dni. Zaczęliśmy od doświadczania różnych ćwiczeń, mających na celu
uświadomienie sobie, co się w nas dzieje, kiedy je wykonujemy. Dotyczyło to
głównie naszej ekspresji ruchowej, tanecznej, poznania swoich możliwości
aktorskich, w przyjaznej atmosferze. Drugiego dnia w małych grupach mieliśmy
zaprezentować za pomocą ciała, strojów, wybraną przez nas historyjkę, opowieść.
Mieliśmy okazję wytańczyć swoją baśń...Okazało się, że to ćwiczenie, dla
większości uczestników było tak trudne, że wielokrotnie padły pytania o
scenariusz, którym mogłyby się posłużyć! Byli to studenci pedagogiki, ale też
zaawansowani nauczyciele. Osobiście wyszłam z tych warsztatów zadowolona,
wzmocniona i poruszona, m.in., dlatego, że miałam okazję lepiej poznać siebie,
doświadczyć czegoś (wówczas) nowego. Z głową pełną autorskich pomysłów poszłam
w świat, większość została ze swoim przekonaniem, że to im nie było potrzebne,
rozczarowaniem i pytaniem jak mieliby to wykorzystać na zajęciach?
Jakiś czas temu już doświadczyłam, że żeby
być w kontakcie z innymi najpierw muszę być w kontakcie ze sobą. Nie tylko na
poziomie intelektualnym, ale także a może przede wszystkim na poziomie swojego
ciała i serca. To tutaj gości empatia, i kiedy naprawdę zadbamy o integrację
między tymi sferami, treściami będzie możliwy rozwój w pełni.
Na koniec zacytuję ponownie Kena
Robinsona, który pięknie pisze o tym, co obserwuję zarówno wśród dzieci w
Naturalnej Szkole, jak i u Mentorów.
W szczególności sztuka odwołuje się do
idei estetycznego doświadczenia. Estetyczne doświadczenie to takie, w którym
nasze zmysły operują na najwyższych obrotach, kiedy jesteśmy obecni w danej
chwili, kiedy z ekscytacją rezonujemy z tą rzeczą, której doświadczamy, kiedy
jesteśmy w pełni żywi.
Do miłego,
Wilczyca-Mentorkaniedziela, 8 marca 2015
O tym jak poszukiwałam swojego żywiołu i gdzie go znalazłam.
Gdy przeczytałam powyższy fragment książki Kena Robinsona
miałam ochotę stworzyć transparent z tym mądrym cytatem! Takie wrażenie na mnie
wywarł, pomimo, że nie jest to dla mnie nowe odkrycie. Jednak, gdy czasami
czytam, słyszę takie esencjonalne wypowiedzi mam ochotę wyryć je gdzieś, bo
definiują szereg moich refleksji. Odzywa się wówczas uparta potrzeba mózgu do porządkowania:).
Jak widać transparentu nie stworzyłam, ale uznałam, że świetnie podkreśli on
zdjęcie z życia Naturalnej Szkoły Bukowy Dom.
Co z tą edukacją?
Chcę podzielić się z Wami moim dotychczasowym doświadczeniem
Mentorki. W kontekście edukacji dzieci w wieku 4-8.
Zanim jednak do tego przejdę chcę nakreślić okoliczności,
które pomogły mi znaleźć się w tym dokładnie miejscu.
Od kilku już lat zdobywam doświadczenie w pracy z dziećmi i
młodzieżą. Zazwyczaj były to zajęcia dodatkowe, pozaszkolne, warsztaty
kreatywne, zajęcia socjoterapeutyczne, warsztaty dla maluchów z rodzicami,
obozy, półkolonie. Pełen przekrój. Czerpałam z tego bardzo dużo inspiracji,
satysfakcji, wiele się nauczyłam. Miałam jednak wciąż nieodparte poczucie, że
to jeszcze nie jest TO! Marzyłam od czasów studiów tak naprawdę, o miejscu, w
którym odbywać się będzie alternatywna edukacja. Na studiach sporo się o tym
mówiło, życzyło się nam powodzenia, jednak nikt z mądrych głów nie był w stanie
nam powiedzieć jak to zrobić. Życzyli nam powodzenia w systemie, jaki znamy, bo
sami innego też nie stworzyli. Cóż ja też miałam odwagę marzyć, tylko, albo aż
marzyć.
I tak, któregoś dnia, z myślą nie mam nic do stracenia
wybrałam się na spotkanie z Magdaleną Bacławską w sprawie pracy w Szkole
Wolnościowej na Śląsku. Mówiąc w skrócie: stało się! Już podczas rozmowy,
czułam, że to będzie miejsce, które może łączyć moje dotychczasowe
doświadczenie i pragnienia. Intuicja mnie nie zawiodła. Dziś mogę powiedzieć, że Bukowy Dom, to
właściwy środek wyrazu mojej kreatywności i potencjału (nie martw się Drogi
Czytelniku, myślę, że nie wyczerpie całego, bo wciąż odkrywam coś nowego i się rozwijam;).
Zgadzam się w pełni ze słowami Kena Robinson'a, że żywioł to miejsce, w którym
to, co kochamy robić spotyka się z tym, w czym jesteśmy dobrzy. W tej pracy, w
pracy mentora, jestem w swoim żywiole. To znaczy, łączę to, co dotychczas mnie
interesowało, a czym często zajmowałam się oddzielnie.
I dlaczego o tym mówię? Ponieważ gdy ja byłam dzieckiem,
niewiele miałam przestrzeni w szkole na realizację swoich pasji. Zawsze
uwielbiałam rysować, tworzyć. Jednak szkolne oceny, rywalizacja (konkursy,
relacje i rywalizacja między rodzicami) skutecznie zepchnęły mój potencjał do
szafy na wiele lat. Czułam złość, która w pewnym momencie przemienił się w bunt
i pomimo, że wiedziałam, że będę pracować z dziećmi i młodzieżą to wiedziałam też,
że nie będzie to edukacja w szkole! Przynajmniej nie w takiej zwyczajnej.
Stąd moje zamiłowanie do warsztatów, które nastawione są na
rozwój pasji, twórczości, kreatywności. Minus jednak takiej pracy jest
następujący: czasami przychodzą na te zajęcia dzieci, które tej pasji nie
czują, natomiast doskonale wiedzą o niej rodzice, sami jednak nie czują się
gotowi by rozwijać je tak naprawdę w sobie. To właśnie, dlatego czułam, że
warsztaty to alternatywa, ale jeszcze nie źródło.
Czym zatem różni się moja obecna praca od poprzednich?
Przede wszystkim tym, że doświadczamy intensywnego procesu w grupie, w szkolnej
społeczności. O co było trudno w innych miejscach z racji charakteru zajęć. W
tym miejscu chcę zwrócić uwagę na słowa Jespera Juul'a, który pisał w jednej ze
swoich książek: (...) tak to właśnie jest z dziećmi: dotykają nieświadomie
naszych czułych miejsc i w ten sposób pomagają nam stać się naprawdę dorosłymi,
pod którymi się podpisuję, zaznaczając bardzo istotny temat o stawaniu się
dorosłym jakby na nowo, o czym więcej napiszę w następnym poście.
Idąc dalej, będąc Mentorem ma się cudowną możliwość
zobaczenia, w czym dziecko naprawdę czuje się jak w swoim żywiole. Przede wszystkim,
dlatego że ma dostęp do bardzo różnych form wyrazu. Ma możliwość być w
kontakcie z dorosłymi, którzy to co robią, robią z pasją. Na dodatek, może
wybrać aktywność, która jemu odpowiada najbardziej. A to wpływa na jego chęć
nauki, rozwoju, poszerzania swoich kompetencji na różnych płaszczyznach.
Po czym to poznać? Po zaangażowaniu, którego nie da się
udawać. Gdy dziecko ma swobodę wyrażania się, swojej ekspresji, ma okazję
skontaktować się ze sobą, a dalej określić czego chce. Co za tym idzie jest
gotowe uczyć się umiejętności, które same w sobie nie są istotą jego
zainteresowania, ale są mu potrzebne (i ono jest tego świadome) by się
rozwijać. Cudownym przykładem była sytuacja, w której dzieci w naszej szkole,
zdobytą wiedzę o roślinach owadożernych przeniosły na piasek. Tzn. zapamiętane
okazy, namalowały piaskiem, podpisały, zupełnie niezachęcane do tego, ze
spontanicznej potrzeby wyrazu poprzez narzędzie, jakim jest piasek. Mnie
osobiście takie momenty bardzo wzruszają. Dowodzą bowiem, że ma miejsce
transformacja edukacji, o której mówi Ken Robinson. A wszystko to dzieje się
pod dachem Bukowego Domu!
Na zakończenie kilka zdjęć z aktywności dzieci, które można
nazwać żywiołem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)