Dzieje się!
Wielkimi krokami zbliża się Tydzień Bliskości w Wyrach. W Naturalnej Szkole, poza edukacją w zgodzie z naturą, dzieje się też wiele fantastycznych wydarzeń. Jedne są odpłatne a inne darmowe, niektóre dla dzieci, inne dla kobiet, rodzin, mam w ciąży czy nauczycieli. Tak aby każdy mógł znaleźć coś dla siebie i na swoją kieszeń.
Tym razem wspieram i uczestniczę w organizowanym przez Bukowy Dom a koordynowanym przez Agatę Żulewską, Tygodniu Bliskości. Wydarzenie, które ma na celu rozwijać społeczność lokalną i otwierać się na bliskość w różnych aspektach życia.
Szczegółowy plan tego tygodnia, od 08-14.10.2015 możecie zobaczyć tutaj: http://www.jacien.pl/p/tydzien-bliskosci-8-14-pazdziernika.html. Konieczne są wcześniejsze zapisy, gdyż liczba miejsc jest ograniczona. Zwłaszcza, że wszystkie spotkania, w ramach tego wydarzenia są darmowe.
Możecie w trakcie tego tygodnia spotkać także i mnie. We wtorek 13.10.2015 poprowadzę warsztaty dla kobiet i dziewczynek.
Zapraszam na spotkanie ze Świadomością ciała, jego symbolika w improwizacji tanecznej, zarówno dorosłe kobiety jak i dziewczynki. W przyjaznej atmosferze Naturalna Szkoła "Bukowy Dom" posłuchamy co nam nasze ciała mówią, co chcą wyrazić i we wspólnym tańcu będziemy mogły się spotkać. To jak wyglądamy, często jest odzwierciedleniem naszego obrazu w głowie, który stworzony jest z porównań, ocen i etykietek. Warto przyjrzeć się sobie, skontaktować z wewnętrzną miłością, która pozwoli nam już będąc młodą kobietą, dziewczynką ale także dojrzałą kobietą, może mamą odrzucić to co obce, co zniekształca nasz prawdziwy obraz. To może być niezwykłe spotkanie dla mam i córek, które łączy szczególna relacja.
Jeśli chcesz się zapisać, lub masz pytania odnośnie tego warsztatu pisz: komasadorota@gmail.com lub dzwoń: 533 737 877.
Zapraszam na wszystkie wydarzenia, prowadza je inspirujący, otwarci i doświadczeni ludzie. Zachęcam do poznania nas i siebie nawzajem.
Z pozdrowieniami,
Dorota Komasa
p.s. Wydarzenie to wspieram także graficznie. Bo moją pasją jest również fotografia i projektowanie graniczne.
Długo poszukiwałam siebie, tak samo długo poszukiwałam szczęścia. Poszukując też zwierzęcia, z którym mogłabym/chciała się utożsamiać, zainteresowałam się wilkami. One z kolei wskazały mi gdzie jestem, gdzie leży moje szczęście i uczą wciąż mądrości jaka płynie od zwierząt i natury. Blog ten traktuje o drodze jaką jest moje życie, o rozwoju, o edukacji widzianej moimi oczami.
piątek, 2 października 2015
niedziela, 13 września 2015
Bukowa Rzeczywistość. Wrzesień, edukacja, różnorodność, wolność.
Sztuka zadawania pytań jest niezwykle
ważna w rozwoju człowieka. Ważne też jest bycie pytanym. O to, co myślimy,
jakie mamy zdanie na dany temat. Udzielając komuś odpowiedzi, weryfikujemy to,
co mamy w głowie. Nie tylko zadawanie pytań, w oczekiwaniu na odpowiedź,
wskazówkę jest inspirujące, ale także bycie pytanym.
Zadano mi ostatnio pytanie, jak godzimy w
Bukowym Domu edukację dzieci w różnym wieku. Zwłaszcza, że uczą się one razem. Z początku pytanie wydało mi się łatwe, ale w rezultacie
okazało się skomplikowane. Z pomocą przyszły mi przykłady z życia w Naturalnej
Szkole i Przedszkolu.
Dzieci, zarówno w tym samym wieku, mają
inne tempo uczenia się, inne zdolności i poziom rozwoju. Dostrzegamy to przy 3
latkach, którzy są nawet z tego samego miesiąca a zapominamy o tym, że podobnie mają dzieci szkolne (choć te różnice mają tendencje do zmniejszania) i to jest OK. Kiedy jedno dziecko właśnie rozwija
zdolność pisania, inne w tym czasie czyta a materiały dotyczące pisania odkłada
na później, wykonuje je niechętnie albo wcale. Nie chcę skupiać się na tym jak
wygląda edukacja w szkole systemowej. O tym, każdy z nas wie, bo przeszliśmy to
na własnej skórze.
Podzielę się za to tym, jak edukacja
wygląda u nas, gdzie duży nacisk kładziemy na rozwój dziecka w zgodzie z jego
naturą, predyspozycjami, możliwościami na tu i teraz. Dzisiaj one są takie, jutro będą inne i to jest niezwykle fascynujące.
Dzieci w różnym wieku mogą się uczyć
razem, gdy mają w zasięgu ręki i wzroku materiały edukacyjne odpowiednie dla różnego poziomu wiedzy i umiejętności.
Przygotowując najmłodszych do pisania, na
początku ważne jest rozwijanie motoryki małej, tak, aby dziecko nauczyło się
prawidłowego chwytu, aby ćwiczyło swoje paluszki na wszelaki sposób. Do tego
służą u nas różne przybory sensoryczne: piasek i kolorowe, szklane kulki,
świetnie nadają się do tego warsztaty kulinarne, gdzie trzeba coś obrać,
ugnieść, pokroić, przelać, ale także buszowanie po ogrodzie i sadzie. Zbieranie
jabłek, liści, tworzenie z nich ludzików, zawiązywanie sznurowadeł, linek, itp.
Wszystkie prace manualne sprzyjają późniejszej umiejętności pisania. Kolejnym
konkretnym krokiem, jest pisanie po piasku, mące, ryżu, ukrytych pod spodem
liter. Podążanie palcem, flamastrem po literze, cyfrze wcześniej
wydrukowanej i zalaminowanej. Pisanie kredą po chodniku, tablicy wybranej
pisanej litery.
Początkowo dzieci piszą litery duże i ograniczanie
im przestrzeni (linijki) może je zniechęcać, warto robić to stopniowo.
Jeśli dziecko odkryje, że potrafi łączyć
litery w wyrazy, obserwujemy pewnego rodzaju fascynację, jaką jest możliwość
korzystania z tej umiejętności. Dzieci zdobywają ją na różny sposób. Zaczynają
pisać wyrazy, następnie zdania. Większość dzieci zaczyna naturalną naukę
pisania od pisma drukowanego, jest ono dla nich prostsze i szybsze. Pozwólmy
dzieciom na różne sposoby ćwiczyć tę umiejętność, zarówno na papierze ołówkiem,
piórem, długopisem, mazakiem, jak i na komputerze, tablicy czy maszynie do
pisania, jeśli taką posiadamy.
Dla dzieci nie ma znaczenia, jakim pismem
będą pisać, obserwuję jak ogromną radość sprawia im sama możliwość wyrażania
siebie poprzez druk. Ważnym aspektem jest, aby mogły zobaczyć efekt swojej
pracy, zabrać ze sobą do domu, dlatego większym entuzjazmem cieszy się u nas
maszyna do pisania niż komputer.
Często pozostawiając dzieciom decyzję, czy
teraz będą pisać, liczyć czy czytać a może bawić się obawiamy się, że nie będą
robić nic, że zmarnują szansę na rozwój.
Z moich obserwacji wynika, że aby dzieci
się uczyły nie jest konieczne branie udziału nagle wszystkich w tej samej
aktywności. Wręcz przeciwnie, jeśli pomogę dziecku zobaczyć, co ma do zrobienia,
dlaczego to jest ważne i ono naprawdę doświadczy tego, że pisanie czy liczenie
jest mu potrzebne to ono samo zadba o to, aby tę umiejętność rozwijać. Będzie
pytać, poszukiwać różnych dróg doskonalenia, czasami poprosi o wskazówkę,
pomoc, przykładowe materiały. Warto zaufać. Warto też uczyć się w gronie
dzieci, w różnym wieku, z różnym doświadczeniem, bo od innych można czerpać
inspirację. Dzieci im młodsze tym bardziej uczą się poprzez naśladowanie, w
późniejszym wieku poszukują grupy, do której mogą przynależeć poprzez
podobieństwa, poszukują autorytetów, inspiracji i własnej drogi. Dlatego jeśli
młodsze dziecko ma kontakt ze starszym, naśladuje je. Jeśli starsze ma obok
rówieśników, wybiera spośród nich, tych, z którymi czuje się dobrze i na
podobnym poziomie, gdy ma w około siebie dorosłych, którzy działają z pasją,
może czerpać od nich inspiracje. Natomiast dorośli, pracując z dziećmi,
młodzieżą i innymi dorosłymi uczą się pokory, odkrywają nowe inspiracje i
rozwój ten nie ma końca.
I tak właśnie funkcjonuje edukacja w
Bukowym Domu, na różnych etapach życia.
Jakie Ty masz obserwacje, doświadczenia spostrzeżenia na ten temat?
Podziel się z nami, komentując, wysyłając maila (kontakt@bukowydom.com).
Do miłego,
Mentorka.
poniedziałek, 7 września 2015
Raj na Ziemi. Czyli o poszukiwaniu równowagi, kontaktu i akceptacji.
Jest takie miejsce na Ziemi, jakieś 3 godziny drogi od miejsca, w którym obecnie mieszkam. Nie ma tam ani prądu, ani bieżącej wody, ani gazu. Jest za to wychodek nieopodal, do źródełka po wodę idzie kilka minut przez las, piec, w którym się pali drewnem i gotuje dłużej niż na kuchence gazowej, ale za to nic się nie przypala. Prowadzi się w tym domu, rozmowy przy świecach gdy zajdzie już słońce, a za oknem pada deszcz, na tyle mocno, że nie da się usiedzieć przy ognisku.
W tym miejscu, naprawdę mniej znaczy więcej.
Trudno powiedzieć, że w dziczy jest cisza. Wychodząc z domku do wychodka, słychać szum, na tyle głośny, że w pierwszej chwili mam wrażenie, że to piłą ktoś ścina drzewo. Dłuższą chwilę przysłuchuję się i już wiem, że to rój owadów, które bzyczą. Muchy, pszczoły i mnóstwo innych, przeze mnie nie rozpoznanych. Kiedy przyzwyczajam się do tego dźwięku, moją uwagę przykuwa szum drzew, inny gdy nadchodzi deszcz, a inny gdy to po prostu podmuch powietrza. Wraz z wiatrem przychodzi zapach, który odczuwam intensywniej niż w innych miejscach Ziemi. Tutaj spotykam się z obfitością natury, z jej przemijaniem, byciu w ciągłym ruchu. Jem jeżyny, które spotykam podczas spokojnej wędrówki, gdzieś poza szlakiem, bez celu w takich ilościach, że aż mogę najeść się do syta. Choć nie wiem, czy można mieć dość jeżyn;-)
Obserwując naturę z tarasu, zauważam z jaką lekkością poruszają się chmury. Jedne poruszają się tak powoli, że wydaje się iż stoją w miejscu, drugie suną w zadziwiającym tempie. Te szybkie często są ciemniejsze...W pewnym momencie dostrzegam spadający, jakby z nieba, liść. Obserwuję jego taniec ku ziemi, ponownie dostrzegam lekkość przemijania. Dziś jeszcze drzewa są zielone, powoli jednak rozpoczyna się proces zmiany barw, opadania, nadchodzi jesień, a za nią zima.
Zegarek, telefon i lusterko zostają gdzieś tam. Tutaj nie są mi potrzebne, a to one często dyktują nam warunki, określają nasz wiek, moment w życiu i sprawiają, że podejmujemy różne działania aby ów czas oszukać. Tutaj czas wyznacza słońce i księżyc, pory roku, to one dyktują warunki. W Raju, z taką lekkością przychodzi akceptacja tego co jest, stanu na tu i teraz, aż w pewnym momencie orientujesz się jak wiele rzeczy, których używasz na co dzień są zbędne a wręcz szkodliwe.
Pośpiech także został gdzieś tam. Aby ugotować obiad należy rozpalić w piecu, nastawić imbryk z wodą, garnek z kaszą, patelnię z dynią, która gotuje się dłużej niż na kuchence gazowej. Jednak niezwykłym walorem takiego pieca z żywym ogniem jest aromat, jaki się przy tym wydziela, ciepło jakie temu towarzyszy (szczególnie przydatne w jesienne, deszczowe dni), oraz czas jaki się zyskuje. Podczas którego można z uważnością ten posiłek przyrządzić, spotkać się ze sobą przy tym przyjemnym cieple i trwać w milczeniu, delektując się skwierczącym ogniem, lub rozprawiać o tym co mniej lub bardziej ważne. Jakaż to magia...
Kiedy wykonuje się "czynności organiczne" (jak to nazwał eR), takie które pozwalają nam przetrwać, w głowie robi się ciekawa przestrzeń. Wypełniają je pytania. Okazuje się jednak, że to nie te pytania o sens istnienia, życia po życiu są najważniejsze. Największe pytania to te, które często wydają nam się błahe (jak pisze Edward Stachura w Fabula Rasa, której to książki fragment, czytał nam eR), mało istotne. A dotyczą one nas samych, tego co nas denerwuje, co nas raduje, powodów z których wybieramy, lub nie wybieramy jakiejś drogi, jedzenia, przedmiotu. Te pytania są ważne, bo odpowiedzi na nie znamy my sami, a prowadzą one do samopoznania. Głowimy się nad początkiem świata, mówimy o czarnej dziurze w kosmosie, a czy zastanawiamy się nad czarną dziurą, jaką mamy w sobie? Nad samotnością, bólem, lękiem, który w nas jest, a przed którym wciąż uciekamy? Czym jest ta czarna dziura dla mnie, dla ciebie? Co się stanie, jeśli zaproszę tę czarną dziurę, posiedzę przy niej, przyznam, że ona jest, że się czegoś boję, czy inni też tę czarną dziurę widzą, tak samo się boją? Czy może ona jest tylko moja osobista i nikt inny nie może za mnie jej oswoić.
Takich lekcji życia, zadumy nad sobą, światem można tutaj doświadczyć. Można o nich głośno rozmawiać, rozmyślać, nazywać je, jeśli w tym miejscu jest się z ludźmi nam bliskimi i otwartymi na poznawanie siebie i innych.
Teraz kiedy o tym piszę, jestem tutaj, czyli w domu, oddalonym od 3godziny drogi od (w tej chwili) tamtego miejsca. To dalej jest Raj, choć tutaj mam prąd, gaz i bieżącą wodę w kranie i inne udogodnienia. Noszę go w sercu. I ode mnie zależy, jak długo tu gdzie jestem będę czuć się jak w Raju. Raj nie oznacza bycia w ciągłym zachwycie, szczęściu, lekkości. To raczej oznacza akceptację tu i teraz. A tu i teraz potrafi być trudne, fascynujące, smutne, bolesne, radosne, ciepłe lub zimne.
Zachęcam do poszukiwania swojego Raju.
Równowagi ciała i umysłu.
Wilczyca.
W tym miejscu, naprawdę mniej znaczy więcej.
Trudno powiedzieć, że w dziczy jest cisza. Wychodząc z domku do wychodka, słychać szum, na tyle głośny, że w pierwszej chwili mam wrażenie, że to piłą ktoś ścina drzewo. Dłuższą chwilę przysłuchuję się i już wiem, że to rój owadów, które bzyczą. Muchy, pszczoły i mnóstwo innych, przeze mnie nie rozpoznanych. Kiedy przyzwyczajam się do tego dźwięku, moją uwagę przykuwa szum drzew, inny gdy nadchodzi deszcz, a inny gdy to po prostu podmuch powietrza. Wraz z wiatrem przychodzi zapach, który odczuwam intensywniej niż w innych miejscach Ziemi. Tutaj spotykam się z obfitością natury, z jej przemijaniem, byciu w ciągłym ruchu. Jem jeżyny, które spotykam podczas spokojnej wędrówki, gdzieś poza szlakiem, bez celu w takich ilościach, że aż mogę najeść się do syta. Choć nie wiem, czy można mieć dość jeżyn;-)
Obserwując naturę z tarasu, zauważam z jaką lekkością poruszają się chmury. Jedne poruszają się tak powoli, że wydaje się iż stoją w miejscu, drugie suną w zadziwiającym tempie. Te szybkie często są ciemniejsze...W pewnym momencie dostrzegam spadający, jakby z nieba, liść. Obserwuję jego taniec ku ziemi, ponownie dostrzegam lekkość przemijania. Dziś jeszcze drzewa są zielone, powoli jednak rozpoczyna się proces zmiany barw, opadania, nadchodzi jesień, a za nią zima.
Zegarek, telefon i lusterko zostają gdzieś tam. Tutaj nie są mi potrzebne, a to one często dyktują nam warunki, określają nasz wiek, moment w życiu i sprawiają, że podejmujemy różne działania aby ów czas oszukać. Tutaj czas wyznacza słońce i księżyc, pory roku, to one dyktują warunki. W Raju, z taką lekkością przychodzi akceptacja tego co jest, stanu na tu i teraz, aż w pewnym momencie orientujesz się jak wiele rzeczy, których używasz na co dzień są zbędne a wręcz szkodliwe.
Pośpiech także został gdzieś tam. Aby ugotować obiad należy rozpalić w piecu, nastawić imbryk z wodą, garnek z kaszą, patelnię z dynią, która gotuje się dłużej niż na kuchence gazowej. Jednak niezwykłym walorem takiego pieca z żywym ogniem jest aromat, jaki się przy tym wydziela, ciepło jakie temu towarzyszy (szczególnie przydatne w jesienne, deszczowe dni), oraz czas jaki się zyskuje. Podczas którego można z uważnością ten posiłek przyrządzić, spotkać się ze sobą przy tym przyjemnym cieple i trwać w milczeniu, delektując się skwierczącym ogniem, lub rozprawiać o tym co mniej lub bardziej ważne. Jakaż to magia...
Kiedy wykonuje się "czynności organiczne" (jak to nazwał eR), takie które pozwalają nam przetrwać, w głowie robi się ciekawa przestrzeń. Wypełniają je pytania. Okazuje się jednak, że to nie te pytania o sens istnienia, życia po życiu są najważniejsze. Największe pytania to te, które często wydają nam się błahe (jak pisze Edward Stachura w Fabula Rasa, której to książki fragment, czytał nam eR), mało istotne. A dotyczą one nas samych, tego co nas denerwuje, co nas raduje, powodów z których wybieramy, lub nie wybieramy jakiejś drogi, jedzenia, przedmiotu. Te pytania są ważne, bo odpowiedzi na nie znamy my sami, a prowadzą one do samopoznania. Głowimy się nad początkiem świata, mówimy o czarnej dziurze w kosmosie, a czy zastanawiamy się nad czarną dziurą, jaką mamy w sobie? Nad samotnością, bólem, lękiem, który w nas jest, a przed którym wciąż uciekamy? Czym jest ta czarna dziura dla mnie, dla ciebie? Co się stanie, jeśli zaproszę tę czarną dziurę, posiedzę przy niej, przyznam, że ona jest, że się czegoś boję, czy inni też tę czarną dziurę widzą, tak samo się boją? Czy może ona jest tylko moja osobista i nikt inny nie może za mnie jej oswoić.
Takich lekcji życia, zadumy nad sobą, światem można tutaj doświadczyć. Można o nich głośno rozmawiać, rozmyślać, nazywać je, jeśli w tym miejscu jest się z ludźmi nam bliskimi i otwartymi na poznawanie siebie i innych.
Teraz kiedy o tym piszę, jestem tutaj, czyli w domu, oddalonym od 3godziny drogi od (w tej chwili) tamtego miejsca. To dalej jest Raj, choć tutaj mam prąd, gaz i bieżącą wodę w kranie i inne udogodnienia. Noszę go w sercu. I ode mnie zależy, jak długo tu gdzie jestem będę czuć się jak w Raju. Raj nie oznacza bycia w ciągłym zachwycie, szczęściu, lekkości. To raczej oznacza akceptację tu i teraz. A tu i teraz potrafi być trudne, fascynujące, smutne, bolesne, radosne, ciepłe lub zimne.
Zachęcam do poszukiwania swojego Raju.
Równowagi ciała i umysłu.
Wilczyca.
Wilczyca z Baboszką, radość z wędrówki i odpoczynku |
Popatrz w chmury, oddychaj do brzucha, bądź uważny/a w tu i teraz |
Szczęście to ta chwila co trwa :-) |
Obiad z widokiem na Pieniny, przy niczym niezmąconych odgłosach natury. Foto: Dorota Komasa |
Kiedy się dzielisz to tak naprawdę mnożysz. Dzielimy się radością i bogactwem smaków, dań wege. Foto: Dorota Komasa |
Wybierz się na łono natury, poszukaj krzewów jeżyn i ciesz się ich smakiem np. podczas śniadania. Foto: Dorota Komasa |
Foto: Dorota Komasa |
Powroty także są piękne:-) Foto: Dorota Komasa |
Foto: Dorota Komasa |
Niespodziewana nagroda, podczas powrotu. Tatry nam się ukazały! Foto: Dorota Komasa |
Już tęsknię! A dzięki temu wiem, że jeszcze tam wrócę:-) Foto: Dorota Komasa |
niedziela, 6 września 2015
Początek roku szkolnego okiem Mentorki
Minęły wakacje.
Były wypełnione półkoloniami, odpoczynkiem, remontem i różnymi refleksjami, choćby na temat tego jak to jest zaczynać coś od nowa, niby to samo ale jednak inaczej.
Pojawiało się w głowie wiele myśli, porównujących poprzednie wakacje i początek roku a obecne. Porównując coś, naturalnie pojawia się ocena, wartościowanie. Czy zawsze musi tak być? Wiele razy podczas tych rozważań padały słowa: "teraz jest inaczej". I choć łatwo ulegamy pokusie wartościowania i oceniania to mogę dziś stwierdzić, że to co było rok temu a co jest teraz po prostu jest inne. Tak odmienne, że nie da się tego porównać. Mimo, że wówczas także otwarcie szkoły poprzedzały remonty. Jednak okoliczności, powody i nastroje teraz i wtedy były inne.
Zatem opowiem Wam, jak z mojej perspektywy rozpoczął się ten rok.
Cudownie jest zacząć, mając już jakieś doświadczenie w danej dziedzinie. Jednak zawsze jest inaczej. Inne dzieci, inni rodzice a na dodatek odmieniona przestrzeń. Dziś czuję, że dobra przestrzeń dla dzieci to taka, w której nie ma zbyt wiele wymyślnych zabawek, materiałów i taka w której jest dużo miejsca na twórczość własną. Szczególnie, że dzieci, które do nas trafiają znają już różne zabawki, gry, sposoby na spędzanie czasu. Zatem wielu rzeczy nie trzeba im tłumaczyć, można za to skorzystać na swoim i ich doświadczeniu. Tworząc na przykład własne gry karciane, ustalając swoje zasady i uczyć je innych.
Przygotowania do tegorocznego rozpoczęcia szkoły, towarzyszyły nam wnioski wyciągnięte z roku poprzedniego. To była ogromna lekcja uważności, pokory i cierpliwości.
1 września obdarowaliśmy dzieci Drzewkami Szczęścia, z myślą, że dzieci będą mogły o nie dbać cały rok i że nie wymagają tak dużej przestrzeni do rozrostu jak np. Bukowe Drzewko. To już jest tradycją, że tego pierwszego dnia odbywa się pasowanie na Członka Bukowej Społeczności a wraz z tym uroczystym momentem, dzieci otrzymują żywą roślinkę. Jest to symbolem tego, że aby coś mogło się rozwijać potrzebuje odpowiedniego środowiska i warunków, a każda roślina, zwierze czy człowiek jest wyjątkowy i potrzebuje czego innego. Choć dla pewnych roślin, zwierząt i ludzi znajdziemy wspólne mianowniki rozwoju i temu się przyglądamy każdego dnia.
Ponieważ pragniemy tworzyć społeczność i dobre relacje, już od początku w ważnych wydarzeniach uczestniczą rodzice. Bliskie mi i pozostałym członkom kadry jest tworzenie relacji opartych na zaufaniu, otwartości i szczerości. Znam Bukowy Dom od podszewki i dla mnie to jest miejsce, w którym takie relacje są możliwe. Przykładem tego, są relacje między kadrą, a także rodzicami. Są tacy, którzy znają nas już prawie rok i są z nami w tych relacjach. Jakie one będą, zależy od obu stron. Od tego na ile będę gotowa otworzyć się przed tym kto do mnie przychodzi. Oczywiście otwierając się, wiem, że usłyszę zarówno dobre słowa jak i trudne czy smutne. Jednak jest to możliwe, z mojego doświadczenia patrząc, tylko w sytuacji uwolnienia się od wizji siebie jako kogoś idealnego albo beznadziejnego. Bo zarówno jedna opinia o sobie jak i druga wyzwala szereg zachowań, mających na celu ukryć prawdę o mnie prawdziwej, czyli niedoskonałej!
Myślę, że mała społeczność, jaką teraz mamy, jest wspaniałą bazą, fundamentem, na którym dalej budujemy i rozwijamy nasz Bukowy Dom.
To z czym weszłam w nowy rok, to spokój i uważność. Wiedząc, że różne rzeczy się udają a inne nie, wolna jestem od presji, że z czymś trzeba zdążyć, wypełnić. Czy to oznacza, że moje zaangażowanie jest mniejsze, że nie będę się teraz tak starać? Wręcz odwrotnie! Moje zaangażowanie jest jeszcze większe, bo wiem, że to co daję od siebie procentuje, owocuje, nawet jeśli poniosę jakąś porażkę. Ona także mnie czegoś nauczy. A ponieważ w nasze życie są wpisane i sukcesy i upadki, to po co piętrzyć w sobie presje? Gdy ona się pojawia, moja motywacja maleje, potencjały się blokują a ciało sztywnieje.
Plan, realny plan i plan B, to także coś co w tym roku jest wyraźniejsze, bardziej konkretne. Zdarzają się takie sytuacje, których nie udało się zaplanować, albo zaplanowaliśmy je źle, lub zignorowaliśmy przesłanki o niepowodzeniu. Wówczas przydaje się w sobie spiąć, zaangażować trochę ponad siły, aby później móc zwolnić i z większym spokojem iść do przodu. Taki był czas remontów, jak układanka z domino, jeden zły ruch, jakieś losowe wydarzenie, zły wybór i następuje obsuwa. Ważne by w porę się zorientować i zatrzymać lawinę. Nam się udało. Udało się uzyskać wiele pozwoleń, otrzymać odbiory tych najważniejszych organów aby spełnić czyjeś, często absurdalne wymogi. Dzięki czemu idziemy dalej spokojni, a kolejne remonty i plany łatwiej nam dzięki temu określić, oszacować, przewidzieć.
Taki to początek roku ;-)
Jutro kolejny tydzień poznawania siebie na wzajem z dziećmi, rodzicami i przyrodą!
A w powietrzu już jesień...
Do miłego,
Mentorka
Były wypełnione półkoloniami, odpoczynkiem, remontem i różnymi refleksjami, choćby na temat tego jak to jest zaczynać coś od nowa, niby to samo ale jednak inaczej.
Pojawiało się w głowie wiele myśli, porównujących poprzednie wakacje i początek roku a obecne. Porównując coś, naturalnie pojawia się ocena, wartościowanie. Czy zawsze musi tak być? Wiele razy podczas tych rozważań padały słowa: "teraz jest inaczej". I choć łatwo ulegamy pokusie wartościowania i oceniania to mogę dziś stwierdzić, że to co było rok temu a co jest teraz po prostu jest inne. Tak odmienne, że nie da się tego porównać. Mimo, że wówczas także otwarcie szkoły poprzedzały remonty. Jednak okoliczności, powody i nastroje teraz i wtedy były inne.
Zatem opowiem Wam, jak z mojej perspektywy rozpoczął się ten rok.
Cudownie jest zacząć, mając już jakieś doświadczenie w danej dziedzinie. Jednak zawsze jest inaczej. Inne dzieci, inni rodzice a na dodatek odmieniona przestrzeń. Dziś czuję, że dobra przestrzeń dla dzieci to taka, w której nie ma zbyt wiele wymyślnych zabawek, materiałów i taka w której jest dużo miejsca na twórczość własną. Szczególnie, że dzieci, które do nas trafiają znają już różne zabawki, gry, sposoby na spędzanie czasu. Zatem wielu rzeczy nie trzeba im tłumaczyć, można za to skorzystać na swoim i ich doświadczeniu. Tworząc na przykład własne gry karciane, ustalając swoje zasady i uczyć je innych.
Przygotowania do tegorocznego rozpoczęcia szkoły, towarzyszyły nam wnioski wyciągnięte z roku poprzedniego. To była ogromna lekcja uważności, pokory i cierpliwości.
1 września obdarowaliśmy dzieci Drzewkami Szczęścia, z myślą, że dzieci będą mogły o nie dbać cały rok i że nie wymagają tak dużej przestrzeni do rozrostu jak np. Bukowe Drzewko. To już jest tradycją, że tego pierwszego dnia odbywa się pasowanie na Członka Bukowej Społeczności a wraz z tym uroczystym momentem, dzieci otrzymują żywą roślinkę. Jest to symbolem tego, że aby coś mogło się rozwijać potrzebuje odpowiedniego środowiska i warunków, a każda roślina, zwierze czy człowiek jest wyjątkowy i potrzebuje czego innego. Choć dla pewnych roślin, zwierząt i ludzi znajdziemy wspólne mianowniki rozwoju i temu się przyglądamy każdego dnia.
Ponieważ pragniemy tworzyć społeczność i dobre relacje, już od początku w ważnych wydarzeniach uczestniczą rodzice. Bliskie mi i pozostałym członkom kadry jest tworzenie relacji opartych na zaufaniu, otwartości i szczerości. Znam Bukowy Dom od podszewki i dla mnie to jest miejsce, w którym takie relacje są możliwe. Przykładem tego, są relacje między kadrą, a także rodzicami. Są tacy, którzy znają nas już prawie rok i są z nami w tych relacjach. Jakie one będą, zależy od obu stron. Od tego na ile będę gotowa otworzyć się przed tym kto do mnie przychodzi. Oczywiście otwierając się, wiem, że usłyszę zarówno dobre słowa jak i trudne czy smutne. Jednak jest to możliwe, z mojego doświadczenia patrząc, tylko w sytuacji uwolnienia się od wizji siebie jako kogoś idealnego albo beznadziejnego. Bo zarówno jedna opinia o sobie jak i druga wyzwala szereg zachowań, mających na celu ukryć prawdę o mnie prawdziwej, czyli niedoskonałej!
Myślę, że mała społeczność, jaką teraz mamy, jest wspaniałą bazą, fundamentem, na którym dalej budujemy i rozwijamy nasz Bukowy Dom.
To z czym weszłam w nowy rok, to spokój i uważność. Wiedząc, że różne rzeczy się udają a inne nie, wolna jestem od presji, że z czymś trzeba zdążyć, wypełnić. Czy to oznacza, że moje zaangażowanie jest mniejsze, że nie będę się teraz tak starać? Wręcz odwrotnie! Moje zaangażowanie jest jeszcze większe, bo wiem, że to co daję od siebie procentuje, owocuje, nawet jeśli poniosę jakąś porażkę. Ona także mnie czegoś nauczy. A ponieważ w nasze życie są wpisane i sukcesy i upadki, to po co piętrzyć w sobie presje? Gdy ona się pojawia, moja motywacja maleje, potencjały się blokują a ciało sztywnieje.
Plan, realny plan i plan B, to także coś co w tym roku jest wyraźniejsze, bardziej konkretne. Zdarzają się takie sytuacje, których nie udało się zaplanować, albo zaplanowaliśmy je źle, lub zignorowaliśmy przesłanki o niepowodzeniu. Wówczas przydaje się w sobie spiąć, zaangażować trochę ponad siły, aby później móc zwolnić i z większym spokojem iść do przodu. Taki był czas remontów, jak układanka z domino, jeden zły ruch, jakieś losowe wydarzenie, zły wybór i następuje obsuwa. Ważne by w porę się zorientować i zatrzymać lawinę. Nam się udało. Udało się uzyskać wiele pozwoleń, otrzymać odbiory tych najważniejszych organów aby spełnić czyjeś, często absurdalne wymogi. Dzięki czemu idziemy dalej spokojni, a kolejne remonty i plany łatwiej nam dzięki temu określić, oszacować, przewidzieć.
Taki to początek roku ;-)
Jutro kolejny tydzień poznawania siebie na wzajem z dziećmi, rodzicami i przyrodą!
A w powietrzu już jesień...
Do miłego,
Mentorka
Foto: Dorota Komasa |
Foto: Dorota Komasa |
Foto: Dorota Komasa |
Foto: Dorota Komasa |
Foto: Dorota Komasa |
Foto: Dorota Komasa |
Foto: Dorota Komasa |
Foto: Dorota Komasa |
wtorek, 1 września 2015
Kończy się coś, aby mogło nadejść nowe. Nowy Rok dla Wilczycy.
26.08.2014 r., to wtedy poczułam, że nadchodzi Rok Obfitości. Nie wiedziałam co to tak naprawdę się wydarzy, ale czułam wyraźnie, że taki ten rok będzie! Między czasie wizualizowałam sobie różne wydarzenia, wyobrażałam ową Obfitość, podejmowałam różne działania.
Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że zdecydowanie był to taki właśnie rok. Obfitujący w wiele nowych relacji, wydarzeń, doświadczeń. Takich o jakich wcześniej marzyłam tylko. Często też, podejmowałam poważne decyzje, trudne, odmienne od tych, które podjęłabym wcześniej.
Rozważałam co tak naprawdę się wydarzyło, co wpłynęło na to, że ten miniony rok naprawdę był obfity?
Duże znaczenie miało moje nastawienie, to wewnętrzne poczucie, że aby był to Rok Obfitości, potrzebne jest moje zaangażowanie i podejmowanie decyzji, nawet jeśli wymagają skonfrontowania z lękiem. Odkryłam w ciągu tego roku, że często w trudnych sytuacjach chowam się do szafy, uciekam, zamieniam się w małą dziewczynkę. Potrafię trwać w takim stanie dość długo. Powinnam w sumie napisać to w formie przeszłej, bo wraz z dojrzałą świadomością przyszła zmiana.
Dziś nadal zdarza mi się uciec do szafy. Jednak dzięki owej świadomości, że mam właśnie taki mechanizm trwa to znacznie krócej a ponadto są wokół mnie ludzie, którzy znają mnie bardzo dobrze. Zarówno z tej dobrej jak i słabej strony. I co cudowne, bez oceniania potrafią udzielić mi wsparcia, czasami dzięki temu, że nie "łapią się" na moje niezdrowe, ucieczkowe mechanizmy.
To, że nie uciekam do szafy oznacza, że biorę odpowiedzialność za siebie, i aby było mi dobrze, potrzebuję działać, a nie uciekać i czekać aż coś samo się rozwiąże. To także zdobycie się na odwagę aby wyrazić czego nie chcę, a czego bardzo pragnę, to ciągłe rozważanie, co jest moją zachcianką a co prawdziwym głębokim pragnieniem.
Rok Obfitości, mogłabym także nazwać Rokiem Zmian. Na polu zawodowym, rozwojowym, osobistym, kulinarnym, rodzinnym, zdrowotnym.
Owoce jakie zbieram, wymagały pielęgnacji i pracy, stały się zdrowym nawykiem. Na przykład sposób żywienia. Już nie muszę myśleć czym zastąpić mięso, aby mieć pełnowartościową dietę. Po prostu już to wiem, znam przepisy i mogę swoją uwagę skierować na nowy tor. Na zadbanie o obfitość w innym obszarze.
Robienie sobie podsumowań, czy przy okazji urodzin, pełni księżyca, nowego roku kalendarzowego czy innego powodu ma tę ogromną wartość, że możemy zobaczyć co nam się udało a co nie. Zweryfikować swoje założenia, docenić siebie, bo często w codziennym zabieganiu o tym zapominamy.
Wiele rzeczy w tym roku zakończyłam, uporządkowałam, nazwałam. Kończę go z tym, że szczęście czy obfitość to nasz stan umysłu, dostrzegania tego co mamy i sięgania odważnie po to czego naprawdę chcemy. Co czasami wiąże się z rezygnacją z czegoś co nam nie służyło.
26.08.2015 r,, to wtedy poczułam, że nadszedł Rok Uważnej Wzajemności. Co przyniesie? Tego jeszcze nie wiem, ale wiem już co dla mnie ważne a także to, że będzie on kontynuacją tego co zaowocowało w Roku Obfitości. Nadchodzi czas zbiorów?!
W podbrzuszu czuję przyjemną wibrację, która zapowiada wiele ekscytujących chwil ;-)
Z radosnymi pozdrowieniami,
Wilczyca.
Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że zdecydowanie był to taki właśnie rok. Obfitujący w wiele nowych relacji, wydarzeń, doświadczeń. Takich o jakich wcześniej marzyłam tylko. Często też, podejmowałam poważne decyzje, trudne, odmienne od tych, które podjęłabym wcześniej.
Rozważałam co tak naprawdę się wydarzyło, co wpłynęło na to, że ten miniony rok naprawdę był obfity?
Duże znaczenie miało moje nastawienie, to wewnętrzne poczucie, że aby był to Rok Obfitości, potrzebne jest moje zaangażowanie i podejmowanie decyzji, nawet jeśli wymagają skonfrontowania z lękiem. Odkryłam w ciągu tego roku, że często w trudnych sytuacjach chowam się do szafy, uciekam, zamieniam się w małą dziewczynkę. Potrafię trwać w takim stanie dość długo. Powinnam w sumie napisać to w formie przeszłej, bo wraz z dojrzałą świadomością przyszła zmiana.
Dziś nadal zdarza mi się uciec do szafy. Jednak dzięki owej świadomości, że mam właśnie taki mechanizm trwa to znacznie krócej a ponadto są wokół mnie ludzie, którzy znają mnie bardzo dobrze. Zarówno z tej dobrej jak i słabej strony. I co cudowne, bez oceniania potrafią udzielić mi wsparcia, czasami dzięki temu, że nie "łapią się" na moje niezdrowe, ucieczkowe mechanizmy.
To, że nie uciekam do szafy oznacza, że biorę odpowiedzialność za siebie, i aby było mi dobrze, potrzebuję działać, a nie uciekać i czekać aż coś samo się rozwiąże. To także zdobycie się na odwagę aby wyrazić czego nie chcę, a czego bardzo pragnę, to ciągłe rozważanie, co jest moją zachcianką a co prawdziwym głębokim pragnieniem.
Rok Obfitości, mogłabym także nazwać Rokiem Zmian. Na polu zawodowym, rozwojowym, osobistym, kulinarnym, rodzinnym, zdrowotnym.
Owoce jakie zbieram, wymagały pielęgnacji i pracy, stały się zdrowym nawykiem. Na przykład sposób żywienia. Już nie muszę myśleć czym zastąpić mięso, aby mieć pełnowartościową dietę. Po prostu już to wiem, znam przepisy i mogę swoją uwagę skierować na nowy tor. Na zadbanie o obfitość w innym obszarze.
Robienie sobie podsumowań, czy przy okazji urodzin, pełni księżyca, nowego roku kalendarzowego czy innego powodu ma tę ogromną wartość, że możemy zobaczyć co nam się udało a co nie. Zweryfikować swoje założenia, docenić siebie, bo często w codziennym zabieganiu o tym zapominamy.
Wiele rzeczy w tym roku zakończyłam, uporządkowałam, nazwałam. Kończę go z tym, że szczęście czy obfitość to nasz stan umysłu, dostrzegania tego co mamy i sięgania odważnie po to czego naprawdę chcemy. Co czasami wiąże się z rezygnacją z czegoś co nam nie służyło.
26.08.2015 r,, to wtedy poczułam, że nadszedł Rok Uważnej Wzajemności. Co przyniesie? Tego jeszcze nie wiem, ale wiem już co dla mnie ważne a także to, że będzie on kontynuacją tego co zaowocowało w Roku Obfitości. Nadchodzi czas zbiorów?!
W podbrzuszu czuję przyjemną wibrację, która zapowiada wiele ekscytujących chwil ;-)
Z radosnymi pozdrowieniami,
Wilczyca.
Wilczyca w muzycznym żywiole! |
środa, 22 lipca 2015
KIedy tańczę, staję się tańcem!
Fotografia i plakat: Dorota Komasa, Modelka: Agatika |
Kiedy tańcze, staję się tańcem. To znaczy, że każda moja komórka tego pragnie, każda część mojego ciała, mój umysł, są zaangażowane, podążają za sobą, pozwalają na przepływ muzyki w ciele.
To także czas, kiedy uwalniają się różne emocje, i jeśli tylko im na to pozwolę to mogą stać się moim tańcem. To znaczy, że gdy pojawia się smutek, smuci się całe ciało i przejawia się to w ruchu, kiedy czuję złość, złości się każda komórka, a ja pozwalam jej zaistnieć. Tak długo aż w pewnym momencie zostanie przetransformowana w coś innego, tworząc przestrzeń dla innej jakości ruchu, innych emocji, lub zwyczajnego tańca.
Taniec czyni wyrażanie emocji bezpiecznym, integruje umysł z ciałem. Sprawia, że gdy wyjdziemy z wewnętrznego świata, znów na zewnątrz, to łatwiej nam będzie pozwolić na przepływ emocji, jakie zostają wywołane przez różne sytuacje, zachowania, słowa. Żywy taniec, świadomy, pozwala na odkrywanie nowych dróg wyrażania emocji, nowe wyrażanie siebie w codzienności. Wprowadza zmiany nie tylko w ciele, w codziennym poruszaniu się ale także w tym, jak reaguję, gdy ktoś chce mną kierować, decydować za mnie, zabierać moją przestrzeć, lub gdy mnie atakuje. Uczy jak zaufać swojemu ciału, jak rozpoznawać w nim napięcia i jak dbać o siebie by ich było mniej. Uaktywnia radość i lekkość bycia, jeśli tylko sobie na to pozwolimy. Dzieje się tak, gdy tańcząc stajemy się tańcem, czyli wyzbywamy się oceniania. Oceniania siebie, swojego ciała, tańca, porównywania się z innymi. Daje przestrzeń do tańca w kontakcie, najpierw ze sobą, swoimi emocjami, wrażeniami, impulsami, a następnie z otoczeniem i światem.
Zapraszam Ciebie do stania się tańcem, zaangażowania każdej swojej komórki do bycia tu i teraz. Zapraszam do przyjżenia się sobie, zejścia do podziemi, uwielniania skrywanej tam energii, i wydobycia ją na świat, aby ujrzała światło dzienne.
Spotkania z Żywym Tańcem, przewidziane są dla każdego, zarówno dla tych, którzy mają już doświadczenie w tańcu, prowadzeniu zajęć tańca jak i dla tych, którzy tańczą od czasu do czasu, a może nieśmiało odkrywają swoje pragnienie rozwoju osobistego poprzez ruch.
Tanecznie Cię pozdrawiam,
Wilczyca.
środa, 17 czerwca 2015
Odmienna - Historii osobistej kawałek
Inna
Odmienna
Nierozumiana
Odrzucona
NieTaka
Samotna
Zalękniona
Nadwrażliwa
W słabości moc się doskonali
Wyjątkowa
WłaśnieTaka
Silna
Odmienna?
Akceptowana
Kochana
Kochająca
Wrażliwa
Dzika
Wilczyca
Moją przeszłość i teraźniejszość łączy zdanie, jakie mi na każdym
etapie rozwoju towarzyszyło. W
słabości moc się doskonali. Czułam, że ma ono niezwykłą moc, teraz
odczuwam ją szczególnie silnie.
Poczucie samotności, odrzucenia, związane
z ciągłym byciem w mniejszości, lub gdzieś z dala od większości, bycia gdzieś
pomiędzy, długo mnie przytłaczało. Zaczęło wpływać na moje decyzje dotyczące
tego, co chcę i jak robić w moim życiu (zawodowo, osobiście) byle by w końcu
przestać być aż takim odmieńcem.
Na szczęście dziś już nie mam wątpliwości,
co do tego, kim jestem, czego chcę i co pragnę robić. Odkrywam ogromną siłę w
byciu Odmienną, podążania trochę pod prąd, ale za to w zgodzie ze sobą.
Doświadczam tego, że są ludzie, choć dalej w mniejszości, którzy odczuwają
podobnie, mają podobna otwartość i pragnienie rozwoju. Choć z mniejszością, ale
przeżywam niezwykłą moc, jaką daje przynależność, wataha, duchowa rodzina.
Jakkolwiek to nazwiemy, wiem już, że ludzie podobni znajdą się w każdej
mniejszości i odnalezienie jej jest o wiele cenniejsze niż podporządkowanie się,
komuś, czemuś, podążanie z ogólnie utartym nurtem. Wspólnota, społeczność, jaka
się wytwarza wśród SWOICH pozwala na to by dotychczasowa słabość mogła zamienić
się w siłę.
Tym samym pragnę podzielić się wnioskiem,
jak ważne jest to, aby na pewnym etapie swego życia wybrać się we własną podróż
w celu doświadczania, odkrywania, bo dotychczas znane środowisko może nie mieć
wystarczających zasobów abyśmy mogli w nim kwitnąć i się rozwijać na miarę
własnych możliwości. Zatem odważmy się robić rzeczy, które wcześniej wydawały
nam się nieosiągalne, niemożliwe lub o których zawsze na dnie serca marzyliśmy.
Podążajmy za swym wewnętrznym głosem, impulsami intuicji, podświadomości.
Dziś mówię o sobie Wilczyca, co oznacza
moją dziką naturę, spontaniczną, energiczną, intuicyjną, silną, magnetyczną. I
odkrywanie tej części siebie wiąże się z różnymi konsekwencjami, ale nie muszę
już ich się bać. Oswoiłam, zaakceptowałam, że będąc sobą nie jestem idealna,
zmieniam się, popełniam błędy i nie każdemu się podobam, ze swoimi poglądami i
wyborami. Dziś to mi daje siłę, kiedyś ją odbierało.
Zamieniaj swoje słabości w siłę, pozwól
sobie na bycie przy sobie, czyli bycie wiernym temu, co naprawdę czujesz,
myślisz. Bo są na świecie ludzie, którzy maja podobnie. Trzeba tylko robić
swoje a oni zwyczajnie się znajdą, ujrzysz ich, spotkasz, by doświadczyć mocy,
jaka płynie z przynależności. Jakie zwierzę Ty w sobie odnajdziesz,
odnajdujesz?
Pozdrowienia z odwagą mówienia o
sobie,
Wilczyca
Dorota Komasa
poniedziałek, 8 czerwca 2015
Twórczość w Bliskości, czyli nowe warsztaty Wilczycy
foto:DorotaKomasa |
Będąc w relacji z dzieckiem, zarówno jako rodzic jak i jako mentorka, nauczycielka, edukatorka, możemy odkryć różne prawdy o sobie. Dzieci przez swoją bezpośredniość potrafią dotknąć najczulszych, najbardziej skrywanych miejsc. Potrafią być bodźcem do przyjrzenia się sobie.
Dziś skupię się na twórczości, potencjałach i bliskości.
Ten temat jest mi szczególnie bliski, bo obserwuję, jak bliskość z dzieckiem czy drugim człowiekiem potrafi leczyć moje zranione serce, i wszystko jest ok, jeśli zarówno w takiej relacji biorę jak i daje. To uzdrawianie dzieje się w najmniej oczekiwanych momentach, Kiedy kroję marchewkę, przychodzi kilkuletni Wilk i mówi: /Jak Ty pięknie kroisz, chciałbym Ci pomóc/. Zamyślona nad jakimś szkolnym wydarzeniem, po głowie chodzi tylko pytanie /i co dalej?/ a kilku letnia Wilczyca przybiega by zaciągnąć mnie do innego pokoju by pokazać swój świat. W takich chwilach moje serce topnieje, o i jeszcze w momentach, gdy widzę, jak te Wilczki, zmieniają się we współtworzonym przeze mnie środowisku, i gdy przychodząc na Dzień Dobry od Innego dorosłego Wilka otrzymuję przytulenie. To są momenty o których może kiedyś marzyłam, by były częścią mojego życia, a dziś nim są.
Przyjrzyj się swoim relacjom z ludźmi, dziećmi i zwróć uwagę, które z nich tworzą w Tobie przestrzeń na bycie sobą, otwierają serce i wywołują uśmiech, a które wprawiają w zadumę, smutek lub wywołują napięcie.
Drugi temat, to połączenie twórczości i potencjałów. Mówi się często o kreatywności, a w moim odczuciu ważniejsza jest twórczość, i twórcza czyli otwarta umiejętność wykorzystywania swoich potencjałów. Czyli tych przestrzeni, które budzą naszą satysfakcję, pozwalają być w Żywiole, czyli angażować całego siebie w jakimś działaniu.
Ponownie dzieci, relacje z nimi szczególnie potrafią nas otworzyć na twórczość, na poszukiwanie własnych potencjałów, o które być może nigdy siebie nie podejrzewaliśmy.
I takim przykładem są dla mnie mamy, które po urodzenia swego dziecka, odkryły w sobie potencjał fotoreporterski, rękodzielniczy, albo jeszcze inny. Także mentorzy, nauczyciele, i ja sama, którzy w kontakcie ze sobą, dziećmi, odkrywamy nowe możliwości. Odkrywamy, że możemy nie tylko uczyć matematyki, ale także grać, tańczyć, czy śpiewać. Znasz podobny przykład, gdzie rodzic nigdy wcześniej na niczym nie grał, aż nagle odkrył ze swoim dzieckiem, że świetnie do grania nadają się najprostsze przedmioty, albo w zabawie zaczyna śmiać się jak nigdy wcześniej i od tamtej pory postanawia robić to jak najczęściej.
Dzieci twórcze są cały czas, ową twórczość, czyli chęć do spontanicznego działania, do aktywności z całkowitym zaangażowaniem jest jednak ograniczana wraz z wiekiem ale też każdą kolejną oceną.
Uczymy się w procesie socjalizacji, co warto robić, co się innym podoba a co nie i w taki sposób często dokonujemy decyzji co do kolejnej szkoły, studiów, pracy, partnera, stylu życia. Jak często siebie pytasz czy to co robisz, z kim jesteś, jest naprawdę Twoje? Zapraszam Cię byś pytał/pytała siebie o to czy to co robisz, czego właśnie doświadczasz jest rozwijające, rozluźniające, uszczęśliwiające, czy nie. Zapytaj też siebie, co byś robił/robiła, gdzie byś był/była gdyby pieniądze nie miały znaczenia, gdyby nic Ciebie nie ograniczało...To jest jedno z trudniejszych pytań, ale jeśli głęboko nad nimi się zastanowimy, to dotrzemy do własnych uśpionych potencjałów, dotrzemy do twórczości własnej i nareszcie, otworzymy się na bliskość, bliskie relacje.
Łącząc potrzebę bycia w bliskich relacjach z ludźmi, uczenia się wzajemnie takich relacji z szacunkiem wobec siebie nawzajem, ale także potrzebę twórczego działania, wymiany z ludźmi różnymi potencjałami zapraszam na autorskie, cykliczne warsztaty /Twórczość w Bliskości/. Warsztaty są otwarte dla rodziców z dziećmi, w wieku 2-4 lat. Odbywają się we współpracy, bliskości, współdziałaniu rodzica z dzieckiem. Będziemy wraz z dziećmi odkrywać nasze potencjały, zanurzać się w twórczości, bez oceniania, w porozumieniu bez przemocy.
Kiedy? W każdy poniedziałek,
O której? Od 16:30
Jak długo? Od 1 do 1,5h.
Ile wynosi inwestycja? Pierwsze zajęcia to symboliczne 5zł, kolejne 35zł.
Gdzie odbywają się warsztaty? W Naturalnej Szkole Bukowy Dom, ul Pszczyńska 139, Wyry, między Mikołowem a Tychami.
Kto prowadzi?
Dorota Komasa,
mentorka, pedagożka, Instruktorka Symboliki Ciała i Improwizacji Tańca
Jak się zapisać? Zadzwoń: 533 737 877 lub napisz: komasa.dorota@gmail.com
Z pozdrowieniami,
Wilczyca
środa, 27 maja 2015
Codzienność -- z miłością, bez lęku, w kontakcie i jedności.
"Ktoś,
kto nie wierzy, że można go kochać takiego, jaki jest, dąży do kontroli. Ale
władza nie karmi.
Może dać poczucie, że kogoś mam, kontroluję go, narzucam mu swoją wolę, ale on jest martwy, nic od niego nie dostanę w odruchu miłości czy choćby dobrej woli. Muszę wszystko wymusić strachem, a taki podarunek nie rozwija. Nie zawiera w sobie bezcennego przekazu, że został zrobiony w efekcie wolnego wyboru.
Władza jest substytutem miłości, ale nie pozwala tak jak ona ludziom rosnąć".
ANDRZEJ WIŚNIEWSKI
Może dać poczucie, że kogoś mam, kontroluję go, narzucam mu swoją wolę, ale on jest martwy, nic od niego nie dostanę w odruchu miłości czy choćby dobrej woli. Muszę wszystko wymusić strachem, a taki podarunek nie rozwija. Nie zawiera w sobie bezcennego przekazu, że został zrobiony w efekcie wolnego wyboru.
Władza jest substytutem miłości, ale nie pozwala tak jak ona ludziom rosnąć".
ANDRZEJ WIŚNIEWSKI
Powyższy cytat i wiele Przeczycach ostatnio
przeze mnie tekstów na temat miłości, wolności, edukacji alternatywnej,
wychowania odkrywa przede mną nowe spojrzenie na wyżej wymienione tematy.
Obserwuję jak wiele naszych decyzji, wyborów
kierowanych jest tak naprawdę nie przez miłość, a przez lęk. Lęk przed
zranieniem, odrzuceniem, zdemaskowaniem mojego ego. Obserwuję jak wiele lęku
jest w ludziach, we mnie. Każdego dnia spotykam się z ludźmi, ich decyzjami
wynikającymi z obaw, z nieukochania siebie samego, z poczuciem bycia
niekompletnym, niekompetentnym. Dostrzegam zranione serca, skryte w zgarbionych
ramionach lub w nienaturalnie umięśnionych klatkach piersiowych. Tak bardzo
boimy się być przy sobie, przyznać, że czegoś nie potrafimy, czegoś się boimy,
że zamiast żyć prowadzimy wyścig w poszukiwaniu idealnej drogi życia. Chcemy
być idealnymi matkami, pracownikami, ojcami, wnukami, partnerami. Zagubieni w
poszukiwaniach zapominamy, kim jesteśmy i czego naprawdę chcemy. Dajemy kary,
bo kochamy a tak naprawdę boimy się, że ktoś zobaczy, że jesteśmy niedoskonali,
że ktoś odkryje nasze słabości. Mówimy dzieciom z miłości, że mogą robić, co
chcą, a tak naprawdę boimy się, że dziecko odbierze coś, jako przemoc, której
sami byliśmy ofiarą. Mówimy, że musimy coś robić, bo boimy się, że ktoś
zobaczy, czego naprawdę chcemy i to oceni.
A co się może tak naprawdę stać, gdy porzucimy
nasz lęk? Co się wydarzy, gdy uznamy, że jesteśmy całością i nie potrzebujemy
nikogo/niczego by nas dopełniał? Co to w ogóle oznacza?
Może okazać się nagle, że kogoś zranimy lub, że
poczujemy się wolni, od ciągłego napięcia, kombinowania, poczujemy ulgę,
będziemy mieli więcej wolnego czasu. A może się okaże, że coś co do tej pory
nazywaliśmy miłością jest tylko niezdrowym przywiązaniem?
Dla każdego będzie to pewnie trochę, co innego.
Ważne dla mnie jest, aby nie popadać w skrajności. Za to aby być otwartym na
to, że wszystko może się zmienić. Nie chodzi też o to by nie odczuwać lęku, ale
o to żeby mieć jego świadomość, aby nie miał nad nami władzy. Gdy się boję,
bronię się, na różne sposoby. Jedni uciekają, inni atakują, jeszcze inni
zamierają (polecam książkę Obudźcie tygrysa. Leczenie traumy. Peter A.Levine). A to, co w sobie nosimy, czuć. Jeśli jednak
mamy świadomość tego co z nami się dzieje w różnych sytuacjach, to świadomie
możemy na nie wpłynąć, zadecydować co z tym wydarzeniem zrobimy. Czy zatrzymamy
w sobie złość, bojąc się co ktoś pomyśli sobie gdy ją ujawnimy, obciążając
mocno siebie. Możemy też w sposób nie agresywny ją wyrazić, dając do kontaktu
także drugiej stronie to co dzieje się z nami. Czasami mówimy o energii, że od
kogoś/czegoś jakąś czujemy. Dziś myślę, że chodzi o to czy pozwalamy sobie, aby
nasze emocje przez nas płynęły, czy je w sobie zatrzymujemy i o to, jaka jest
proporcja zastoju wobec przepływu. Energię, intencję, miłość dziś pojmuję, jako
przepływ lub zatrzymanie emocji w sobie, w ciele oraz jako odzwierciedlenie
mojego kontaktu z tymi emocjami, albo jego braku. Już od poczęcia odczuwamy, to
nie jest coś, czego się uczymy z wiekiem. Odczuwanie jest z nami od początku.
To, czego doświadczamy emocjonalnie i fizycznie zapisane jest w każdej komórce
naszego ciała. Kiedy postanowimy się ćwiczyć naszą uważność z pewnością
odkryjemy jak powiązany jest nasz umysł, ciało i emocje. To proces, proces
odkrywania tego, że choć nazywamy różne części siebie i poprzez to nazwanie je wyodrębniamy
to tak naprawdę jesteśmy jednością.
Życzę Ci abyś pozwolił sobie na miłość, na
ukochanie siebie w całości. Wówczas jakiegokolwiek wyboru w życiu dokonasz,
cokolwiek zrobisz, nie będziesz musiał się bać, że będzie to rysą na Twoim
nieskalanym ego(obliczu). Nie jesteśmy idealni, i ta niedoskonałość jest
piękna, bo pozwala nam popełniać błędy, uczyć się, doskonalić.
Szczególnie zapraszam Cię do zadbania o swoje
emocje, o przepływ, o serce. Przyjrzyj się swojemu oddechowi, czy jest płynny,
jak się zmienia, gdy się denerwujesz, stresujesz, boisz. Zwróć uwagę na swoje
ramiona, one wiele powiedzą Ci o Twoim sercu, podobnie jak kark, głowa i
napięcia w ich okolicy. Zadbaj szczególnie o te miejsca, w których czujesz
dyskomfort, one wysyłają Ci sygnały, czym warto się zająć.
Jeśli będziesz miał/miała ochotę zapraszam Cię do
przyjrzenia się swojemu ciału, ruchowi, tańcu, emocjom. Jednym ze sposobów
treningu uważności są zajęcia z Żywego Tańca. Robię to, aby dzielić się swoją
wiedzą na temat tego jak ukochać swoje ciało, jak je doceniać, jak go słuchać,
jak pomóc sobie w odblokowaniu zastanych części ciała.
Bądź w kontakcie, przede wszystkim ze sobą, a
wtedy kontakt ze światem i wysyłana energia zmieni swoją, jakość.
Wilczyca,
Dorota Komasa,
Instruktorka Symboliki Ciała i Improwizacji Tańca
niedziela, 17 maja 2015
LegoCodzienność, czyli o rozmowach przy okrągłym stole.
W każdej szkole panuje moda. Moda na figurki, karty, bohaterów z
bajek czy filmów. U nas od jakiegoś czasu panuje moda na Lego. Moda ta często
staje się źródłem frustracji, rywalizacji, porównań, ale także współpracy,
negocjacji, wymiany.
W szkole wolnościowej, naturalnej, jaką
tworzymy w Bukowym Domu, jest przestrzeń na to, aby Lego było przedmiotem zajęć
edukacyjnych. W odpowiedzi na ogromne zainteresowanie tymi klockami, różnymi
jego seriami zaczęliśmy tworzyć karty pracy z postaciami z Hobbita (w zasadzie
tworzyły je dzieci zainteresowane tym tematem, ucząc się nie tylko obsługi
przeglądarki, w poszukiwaniu zdjęć bohaterów, ale także programów do pisania i
do obróbki zdjęć). Zostały też przeprowadzone zajęcia dla Mentorki, zorganizowane przez miłośników powyższego tematu. W ramach zajęć konstruktorskich zaproponowaliśmy by każdy
przyniósł Lego, jeśli chce, tak by każdy mógł z nich coś stworzyć, budować.
Siedząc przy okrągłym stole, ustalając dzień,
w którym miałyby się te zajęcia odbyć, w składzie trzech chłopaków, trzy
dziewczyny doszło do takiej spontanicznej dyskusji:
F: Chciałbym, aby było tak, że będzie
można ze sobą rywalizować. Czyli, że będą dwie grupy, i ta, która lepiej coś
zbuduje wygrywa, i ich budowlą będzie można się bawić.
M: A ja wolałbym, żeby nie było
rywalizacji, bo wtedy komuś może być przykro.
A: Ja też bym nie chciałaby była
rywalizacja...
F: To poczekaj, bo mi chodzi o to, żeby
rywalizować mogli Ci, co chcą.
M: Aha. To ja chciałbym by było tak, że
kto chce to może rywalizować a kto nie chce to nie będzie.
F: No tak, będą trzy grupy. Ta, która nie
będzie chciała to nie będzie rywalizować, a Ci, co będą chcieli to będą mogli.
M: A to ok.
A: Uff.
I tak oto toczy się codzienność w Bukowym
Domu. Choć nie wprowadzamy rywalizacji w działaniach, ona jest, dzieci ją znają i borykają się z nią. Doświadczają owej rywalizacji i jej braku i mogę wybrać, co bardziej im pasuje. Jednocześnie mają możliwość wyrażenia swojego zdania, swoich odczuć i
uczą się między sobą rozwiązywać trudne sprawy. Niekiedy potrzebne jest
wsparcie dorosłych, pomoc w nazwaniu emocji, znalezieniu nowych rozwiązań.
Rozwój dzieci i szkoły to jest proces, który ma różne poziomy i etapy. Te
poziomy, które mam na myśli to m.in. to, co dzieci werbalizują, o czym mówią
przy dorosłym, wśród innych dzieci oraz wśród rodziców. Często to są skrajnie
różne poziomy, jak dwa różne wymiary. I nic w tym dziwnego, bowiem w każdym z
tych poziomów doświadczamy innych reguł i zasad, zatem zachowujemy się i mówimy
niekiedy, co innego. Dlatego myślę, że ważna jest wymiana między tymi
poziomami, po to, aby lepiej zrozumieć złożony, wielopoziomowy, wielowymiarowy
świat dziecka. Ale czy tylko świat dziecka taki jest? Czy to nie jest naturalne
także dla nas dorosłych, że w różnych środowiskach zachowujemy się różnie?
Jedne z nich nas zamykają, inne otwierają, jeszcze inne są neutralne albo
irytujące. Warto jednak dbać o to, aby przez większość czasu być tam, wśród
tych, których chcemy. A co to znaczy dobrze się gdzieś czuć, i jak sprawić, by
otaczać się takimi ludźmi, wydarzeniami, miejscami w codzienności to jest już
osobny temat.
Przyglądajmy się tym procesom, w jakich
uczestniczymy my--dorośli, oraz dzieci, z którymi przebywamy. Bądźmy ciekawi,
tych różnych poziomów, bo one są częścią naszego życia. I stwarzajmy takie
przestrzenie, w których nam i dzieciom będzie dobrze, przy jednoczesnej
akceptacji, że tym, którzy z nami są, może też być dobrze w innych
środowiskach.
Mentorka
Codzienność--Węch
Zapraszam, weź głęboki oddech i poczuj zapach pokoju, w którym właśnie
przebywasz. Czy zdajesz sobie sprawę, do
jakich celów używasz swojego nosa? Czy myślisz o nim tylko wówczas, gdy jest
zatkany, mówiąc „nic nie czuję”?
Gdy gotuję, często wyznacznikiem tego, jakich dodam przypraw
do potrawy jest właśnie węch. Często wchodząc do kawiarni czy restauracji, nie
tylko wystrój wnętrza mnie zaprasza lub odpycha, ale także zapach, jaki temu
miejscu towarzyszy.
Zwłaszcza wiosną warto ćwiczyć świadome używanie tego
zmysłu. W tym czasie wszystko kwitnie i pachnie tak cudnie, że na każdym kroku
można się zachwycać albo czuć zawrót głowy. Od kiedy jestem uważniejsza na
zapachy wiem, że choć lubię zapach bzu, to drażni mnie, gdy mam z nim do
czynienia zbyt długo. Wiem też, że źle na mnie wpływają zapachy płynów i
proszków do prania, powszechnie używane. Zdecydowanie lepiej mi się śpi w
pościeli wypranej z dodatkiem naturalnego olejku lawendowego lub samego szarego
mydła. A najcudowniejszy zapach pościeli to ten, gdy miała ona okazję wietrzyć
się na słońcu. Warto zwrócić uwagę na ten zmysł, i poczuć, co on nam
podpowiada. Przyjrzeć się jak wpływa na nasze decyzje i wybory. Nie od dziś
wiadomo o aromaterapii. Nie trzeba jednak czytać naukowych książek czy artykułów,
aby dowiedzieć się jak aromaty na nas wpływają. Można się nimi wesprzeć,
korzystać z wiedzy specjalistów. Jednak można też samemu być uważnym i słuchać
swojego organizmu, swoich zmysłów by odkryć jak drobne kwestie mają wpływ, na
jakość naszej codzienności.
Życzę Ci uważnego wąchania.
Wilczyca
niedziela, 10 maja 2015
Żywy taniec, symbolika ciała w tańcu improwizowanym i codziennym ruchu.
Włącz muzykę, najlepiej instrumentalną, ale może być każda, jaką
lubisz. Zamknij oczy i spróbuj poczuć jak każdy kolejny dźwięk z uszu
przechodzi dalej, przez krtań, barki do łokci i koniuszków palców. Dalej przez
płuca, żołądek, wypełnia miednicę, uda, nogi do kolan aż po koniuszki palców u
stóp. Dźwięk to fala, pozwól jej się rozejść po ciele, a wówczas pobudzi Cię do
tańca, do ruchu. Może on być minimalny. Zwróć uwagę, co dzieję się z Twoim
ciałem z każdym kolejnym dźwiękiem....
Zawsze, gdy czuję zmęczenie i
przytłoczenie zakładam słuchawki i zamykam oczy. Poprzez izolację innych
dźwięków te, które słyszę działają z większą mocą i pozwalają naprawdę się
zrelaksować. Polecam spróbować, zatopić się w dźwiękach....Wystarczy kilka minut
dziennie, by odczuć zmianę. To trening uważności. Równie dobrze możesz usiąść
na trawie i otworzyć się na dźwięki natury i dać się ponieść przez wiatr. To
trening wrażliwości i otwartości.
Czasami, aby móc funkcjonować w świecie,
pełnym wyzwań, zadań, obowiązków, trzeba zamknąć się w swojej przestrzeni i
pozwolić sobie na odczuwanie tego, co do mnie przychodzi, co chcę
wyrazić.
Dlaczego żywy taniec?
Często tańczymy, uczymy się kroków,
choreografii, ale nikt nie uczy nas jak odczuwać w tym tańcu swoje ciało, jak
pomóc mu oswoić te kroki, ruchy, jak nadać im własny, niepowtarzalny wyraz.
Jest grupa, są zajęcia, trzeba mniej lub bardziej tańczyć tak samo i równo.
Oczywiście są różne szkoły, różni trenerzy i warsztaty. I oczywiście to także
daje satysfakcje i nas rozwija.
To jednak nie jest wszystko, czym może być
taniec.
Doświadczam, co jakiś czas zajęć opartych
na technice i choreografii, i to, czego mi zazwyczaj brakuje to właśnie tej
uważności i świadomości, różnych części ciała, tego jak ja je odczuwam, jak one
pracują. W ciągu godzinnych zajęć nie ma na to czasu. Wewnętrznie czuję, że to właśnie
ta świadomość nadaje wartości dodatniej każdemu tańcu, każdej technice. Nadaje
wyraz i głębie. Dużo o tym mówi Ohad Naharin. Będąc na tygodniowych warsztatach z
jedną z jego uczennic, podczas Międzynarodowych Warsztatów
Tańca Współczesnego w Poznaniu, odkryłam, że Gaga Dance, to rodzaj tańca,
który sprawia, że nie ma znaczenia czy jesteś tancerzem baletowym, czy amatorem
tańca po prostu. Chodzi o wyrażanie siebie poprzez taniec, poszerzanie zakresu
możliwości swojego ciała, odkrywaniu tych możliwości poprzez ograniczenie
przestrzeni ruchu! Każdy wyniósł z tych warsztatów dla siebie nową jakość. To
było odkrycie, doświadczenie, które znacząco wpłynęło na mój rozwój zarówno
osobisty jak i taneczny.
Niedawno odkryłam coś jeszcze, co
pokierowało mnie w stronę żywego tańca. To muzyka na żywo. Często
improwizowana. Czasami bez instrumentów, jakie znamy powszechnie. Tutaj
inspiracją było spotkanie w gronie bliskich osób, wraz, z którymi
spontanicznie, bez wcześniejszego zaplanowania, stworzyliśmy orkiestrę, wspólnotę
muzykującą. Często wykorzystujemy to z kadrą wśród dzieci Bukowego Domu,
improwizując koncerty muzyczno-taneczne. Każdy może grać, wykorzystując ścianę,
bębenek, pianino, ręce czy klocki. Najczęściej odbywa się to w ruchu, bo dźwięk
to fala, która pobudza, wyzwala, inspiruje. Drugim, a w zasadzie wcześniejszych
źródłem do połączenia tańca z muzyką było STOMP ,
grupa ludzi, która tworzy muzykę tańcząc, poruszając się, wykorzystując przy
tym najróżniejsze przedmioty.
Zatem potrzeba stworzenia owych
warsztatów, jest bardzo głęboka i wielopoziomowa. Doświadczyłam i nadal
doświadczam jak ważne jest bycie w kontakcie nie tylko ze swoim umysłem ale
także (a może przede wszystkim) ze swoim ciałem! Jak bardzo to jak chodzimy,
jak odmawiamy, stawiamy granice, może się zmienić, jeśli pozwolimy naszemu
ciału dojść do głosu. Gdy pozwolimy by fale dźwiękowe przez nie przepływały.
Wcale nie trzeba być tancerzem by tańczyć, ani być muzykiem by grać, ani być
śpiewakiem by uwolnić swój głos. Wystarczy być otwartym na doświadczanie, na
poddanie się wibracjom muzyki, a nagle odkryjemy, że mamy głos, że mamy
poczucie rytmu i że mamy siłę mówić STOP.
Zapraszam,
Dorota Komasa
Wilczyca, pasjonatka żywego tańca, muzyki
i ich wpływu na życie każdego z nas.
Instruktorka Improwizacji Tańca i
Symboliki Ciała oraz Teatru Eksperymentalnego wg. Metody Detlefa
Kapperta.
czwartek, 16 kwietnia 2015
Przeżywaj codzienność z pasją i bądź zmianą, której oczekujesz od świata!
Wyobraź sobie nauczyciela w szkole, takiej z ławkami,
dzwonkami i ocenami. W szkole gdzie panuje jasno określona hierarchia, podział
władzy. Wyobraź sobie taką piramidę od dyrektora, przez administrację szkolną,
nauczycieli, sprzątaczki, woźnych aż po dzieci...Pomyśl o murach, w jakich
odbywa się edukacja, o tym jak wyglądają zajęcia z wychowania fizycznego,
przyrody, o przerwach i otoczeniu szkolnym. Daleko nie trzeba sięgać, wystarczy
uruchomić wspomnienia.
Na myśl o tym
systemie, o tych nauczycielach (niektórzy dzielnie radzą sobie, odczuwając ze
swej pracy również satysfakcję), dzieciach i hierarchii czuję ogromne
zatroskanie. Kiedyś wywoływało to we mnie bunt, złość, lub bezsilność.
Ta troska wynika z
tego, że widzę jak ogromną potrzebą jest szeroko rozumiana zmiana. Zmiana
naszego wyobrażenia o edukacji, zdobywania wiedzy i umiejętności. Zmiana
naszego wyobrażenia o relacjach zawodowych, w znaczeniu pracodawca-pracownik. Zmiana naszych działań przygotowujących dzieci
do życia w przyszłości.
Mówiąc o zmianach mam
na myśli zmianę postawy jaka idzie za myśleniem, że to ktoś, musi sprawić by
było inaczej, lepiej, bym czuł/czuła się spokojna, zaspokojona. Zamiast
poszukiwać organu wprowadzającego zmianę, sama mogę tę zmianę zainicjować,
poczynając od siebie.
Mogę to zrobić poprzez zadawanie sobie szeregu pytań.
Mówiąc, że coś ma się zmienić, to co mam tak naprawdę na myśli? Że co ma się
zmienić, kto ma tę zmianę wprowadzić i dlaczego swój spokój, zaspokojenie,
spełnienie uzależniam od innych? Co ja mogę zrobić by zmienił się system
edukacji, co ja tak naprawdę myślę o obecnym systemie edukacji i co się stanie
jeśli moje dziecko będzie się uczyć w warunkach o jakich ja nawet nie mogłam
marzyć? Czy wprowadzając zmianę w sposobie edukowania
mojego (czy też cudzego) dziecka, jestem gotowa na zmiany jakie to może
wywołać?
Jakiś czas temu czytałam artykuł o meta komunikatach (jak
go znajdę to przywołam tutaj), gdzie prosty przykład pozwolił mi skontaktować
się ze sobą. Taka sytuacja: przychodzę do partnera i mówię dlaczego, Ty ze mną nie rozmawiasz? Przestałeś już ze
mną rozmawiać tak jak kiedyś!
Co się dzieje po takim komunikacie? O co tak naprawdę
chodzi? O to, że to partner ze mną już nie rozmawia, czy może o to, że ja już
nie jestem gotowa na taką otwartość jak kiedyś. Bo różne sytuacje, w naszej
relacji mnie zraniły i zamknęły na Ciebie. Być może tak było, mówić jednak
wyżej przytoczone słowa, ja nie mam kontaktu ze sobą, nie biorę
odpowiedzialności za siebie, natomiast starannie ją przerzucam, mówiąc, że to
Twoja wina (z Tobą coś się zmieniło). I ta dygresja znalazła tu swoje miejsce,
bo doświadczam i dostrzegam taką tendencję do przekazywania odpowiedzialności
za zmiany innym, co wg. mnie wzmaga tzw. Postawę roszczeniową. Znaczenie
bliższe mi jest pytanie się siebie, co ja mogę zrobić, co ja w tej sytuacji
czuję, jak mi z daną zmianą itp.
Być może nie podejmujemy żadnych zmian bo nie wiemy co
możemy zrobić albo jak.
Jeśli pragnę zmiany w edukacji, mogę założyć swoją
szkołę, uczyć dziecko w domu, wybrać dla siebie/dziecka szkołę alternatywną.
Mogę czytać, rozmawiać z ludźmi o innych sposobach nauczania niż te, które
większość z nas zna.
Jeśli pragnę innych
relacjach zawodowych, to będąc w miejscu, w którym jestem mogę szukać nowych
możliwości: samozatrudnienia, współpracy, rozwoju. Mogę czytać, rozmawiać z
ludźmi, którzy pracują tak jak zawsze pragnęli.
Jeśli pragnę zmiany w
bliskich relacjach, to mogę odmawiać, odejść, rozmawiać.
Żyję w takim
momencie, w takim kraju, w którym mogę zmienić pracę, rozwieźć się, zmienić
szkołę, kształcić się, mogę odżywiać się na wiele rozmaitych sposobów, mieszkać
w ekowiosce lub bloku. Mogę tyle, na ile sobie pozwolę. Mogę tyle, na ile
jestem świadoma czego chcę, a czego absolutnie nie. A to zaczyna się od bardzo
prostych wyborów, w końcu nie odrazu Kraków zbudowano.
Istnieje tendencja do wielkich, spektakularnych
zmian...a zmiana to proces, to małe kroki, to droga. To żmudna praca. Myślę,
że zaczyna się w sercu, w miejscu, którego nikt nie widzi. Miejscu, do którego
tylko ja mam dostęp jeśli się na to odważę.
Dodam jeszcze, że żyjąc
z pasją, przeżywając codzienność w kontakcie ze sobą, cieszę się tym, że włażę
na drzewo, by zrobić dzieciakom zdjęcie, i czerpię z tego ogromną radość.
Dlatego, że jako dziecko wciąż mi mówiono bym uważała, by nie zrobić sobie
krzywdy, więc w końcu zaczęłam się bać owego włażenia na drzewa. Odczuwam
ogromną satysfakcję z pracy w Szkole, w której nie ma ławek, jest mnóstwo
kontaktu z naturą, wspólne warsztaty kulinarne, taneczne, porozumienie bez
przemocy. Jednak sukces jaki osiągam, to ogrom zaangażowania, popełnianych
błędów, dokonywania wyborów, które narażone są na ocenę z każdej strony. To
przełamywanie swoich utartych nawyków, odkrywanie tych dotąd nieświadomych wewnętrznych
przekonań o sobie samej etc.
Warto być zmianą,
której się chce. Warto dbać o najbliższe podwórko i przyglądać się temu jak ono
się poszerza, pięknieje, rozkwita. Nie po to by być permanentnie szczęśliwym,
ani po to by uciec od otaczających nas obowiązków, ale żeby pozwalać sobie
przeżywanie wszelkich emocji związanych z ową, czasami trudną codziennością. Bo
wszystko co jest mija, czy to są dobre chwile czy trudne, a jeśli dom/szczęście
mamy w sobie, to ze wszystkiego gotowi będziemy czerpać naukę na
przyszłość.
Polecam książkę Sztuka minimalizmu Dominique Loreau , która myślę, że mocno wpłynęła na moje postrzeganie
zmian, wprowadzania ich w życie.
Życzę Ci
odwagi w odnajdywaniu swojej drogi do serca i do życia z pasją.
Do miłego, do
zobaczenia, usłyszenia, porozmawiania lub napisania. Zapraszam Ciebie do
kontaktu.
Wilczyca
Subskrybuj:
Posty (Atom)