niedziela, 15 marca 2015

Edukacja zintegrowana z ciałem.


Dziś o edukacji zintegrowanej inaczej.
Mówi się i naucza na uczelniach pedagogicznych jak ważna jest edukacja zintegrowana. Czyli łączenie treści matematycznych, polonistycznych, przyrodniczych, informatycznych itp. Do tego celu wykorzystuje się m.in. metody projektów, np. storyline, pracę w grupach, etiudy teatralne, spotkania z różnymi osobistościami. Pisze się w oparciu o te narzędzia autorskie programy edukacyjne, oczywiście szczególnie dla klas I-III gdyż tam jest jeszcze największa swoboda działania dla nauczyciela (oczywiście mowa o szkołach systemowych, tradycyjnych, że tak to ujmę, i oczywiście ta swoboda też ma swoje od-do). Jednocześnie troszcząc się o holistyczny rozwój dziecka pomija się bardzo ważny aspekt, który gołym okiem widać wśród dzieci w Bukowym Domu. Jest nim bycie w ruchu, świadomość ciała, tzn. świadome jego poruszanie do wyrażania siebie.

Obserwuję od jakiegoś czasu fenomenalną umiejętność naszych uczniów do odgrywania ról, wcielania się w przeróżne postacie, owoce, zjawiska przyrodnicze. Rozmawiam z nimi o tygrysach, oglądamy filmik chwilę później mam wokół siebie tygrysa, geparda i węża. I to nie tak, że oni mówią tylko o tym, kim są, oni są tymi zwierzętami od małego palca u stóp, bo czubek głowy. Angażują się cali. Naśladują ruchy, dźwięki, są ciekawe jak te zwierzęta zachowują się w naturalnym środowisku i zaraz potem wykorzystują to w zabawie. Tego typu zachowania nie ograniczają się tylko do zwierząt. Za pomocą ciała, głosu, i różnych rekwizytów odgrywają rośliny, zjawiska atmosferyczne, postacie z bajek i gier.
Wow! O tym nie uczą na uczelniach! Nikt nie mówi o tym, by dać dzieciom przestrzeń na odegranie w ciele nowo poznanego materiału! Choć powszechnie znany jest pogląd, że większość ludzi to tzw., kinestetycy to nigdzie już się nie wspomina, jak tę wiedzę wcielić w życie. Dzięki temu edukacja zintegrowana coraz częściej jest, ale tylko na poziomie intelektualnym...A ruch to mniej istotny dodatek, głównie przy okazji tzw. w-f'u, po którym wiele dzieci przestaje mieć ochotę się ruszać (taki paradoks). 

Mając doświadczenie pracy z ciałem i wiedzę na ten temat (dzięki licznym szkoleniom, warsztatom, książkom), mogę wspomóc, zainspirować by do naśladowania kota, tygrysa świadomie użyć swoich łopatek. Czasami wystarczy zapytać: a co jest charakterystycznego w poruszanie się warana z komodo? I dzieci fantastycznie i bez skrępowania potrafią to nazwać i odtworzyć.

Co daje świadomość ciała i praca z obrazami mentalnymi? 
Mogę powiedzieć na swoim doświadczeniu, które zdobyłam będąc już dorosła. Przede wszystkim poczcie zintegrowania, że to ciało, o którym się uczyłam na biologii, które obserwowałam u siebie i innych ma mięśnie, ścięgna, kości, ograny i one czemuś służą.Usłyszałam bicie swojego serca, zrozumiałam pracę płuc i ich wpływ na moją klatkę piersiową. Drugą równorzędną sprawą było to, że poprzez świadomy ruch, mogłam siebie lepiej wyrażać. W tańcu, w odgrywaniu różnych ról. Trzeci aspekt jest taki, że czuję swoje ciało, mam do niego większy szacunek niż wtedy, gdy go nie miałam. Jestem w stanie uświadomić sobie, że bolą mnie barki a nie całe plecy, że moje serce bije bardzo mocno dając znać, że czegoś jest za dużo. Mogę w ten sposób sobie pomóc, prostując kręgosłup, rozluźniając rękę czy uspokajając oddech. 

Co to może dać dzieciom? Może pozwolić na poszerzanie wiedzy o sobie a przez to większą łatwość w określaniu jak się czuję. Może pozwolić na jeszcze lepsze odzwierciedlanie tego, co ich interesuje, ale też wpływa na lepszą koordynację ruchową, wzrokowo ruchową,  na poczucie pewności siebie. Może zwiększyć samokontrolę, tzn. jeśli dziecko będzie świadome, że od mocnego ściskania kredki, ołówka ręka szybciej mu się zmęczy, będzie mogło świadomie pracować nad jej rozluźnieniem a przez to na usprawnienie umiejętności pisania, rysowania.


Pisząc ten post przypomniał mi się jeden warsztat, który myślę, że obrazuje, dlaczego aspekt, o którym tu czytacie jest pomijany. 
Warsztat nosił tytuł:  Wytańczyć Baśń, przeznaczony był szczególnie dla nauczycieli nauczania początkowego. Trwał dwa dni. Zaczęliśmy od doświadczania różnych ćwiczeń, mających na celu uświadomienie sobie, co się w nas dzieje, kiedy je wykonujemy. Dotyczyło to głównie naszej ekspresji ruchowej, tanecznej, poznania swoich możliwości aktorskich, w przyjaznej atmosferze. Drugiego dnia w małych grupach mieliśmy zaprezentować za pomocą ciała, strojów, wybraną przez nas historyjkę, opowieść. Mieliśmy okazję wytańczyć swoją baśń...Okazało się, że to ćwiczenie, dla większości uczestników było tak trudne, że wielokrotnie padły pytania o scenariusz, którym mogłyby się posłużyć! Byli to studenci pedagogiki, ale też zaawansowani nauczyciele. Osobiście wyszłam z tych warsztatów zadowolona, wzmocniona i poruszona, m.in., dlatego, że miałam okazję lepiej poznać siebie, doświadczyć czegoś (wówczas) nowego. Z głową pełną autorskich pomysłów poszłam w świat, większość została ze swoim przekonaniem, że to im nie było potrzebne, rozczarowaniem i pytaniem jak mieliby to wykorzystać na zajęciach? 

Jakiś czas temu już doświadczyłam, że żeby być w kontakcie z innymi najpierw muszę być w kontakcie ze sobą. Nie tylko na poziomie intelektualnym, ale także a może przede wszystkim na poziomie swojego ciała i serca. To tutaj gości empatia, i kiedy naprawdę zadbamy o integrację między tymi sferami, treściami będzie możliwy rozwój w pełni. 

Na koniec zacytuję ponownie Kena Robinsona, który pięknie pisze o tym, co obserwuję zarówno wśród dzieci w Naturalnej Szkole, jak i u Mentorów. 
W szczególności sztuka odwołuje się do idei estetycznego doświadczenia. Estetyczne doświadczenie to takie, w którym nasze zmysły operują na najwyższych obrotach, kiedy jesteśmy obecni w danej chwili, kiedy z ekscytacją rezonujemy z tą rzeczą, której doświadczamy, kiedy jesteśmy w pełni żywi.

Do miłego, 
Wilczyca-Mentorka




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz