Dziś o edukacji zintegrowanej inaczej.
Mówi się i naucza na uczelniach
pedagogicznych jak ważna jest edukacja zintegrowana. Czyli łączenie treści
matematycznych, polonistycznych, przyrodniczych, informatycznych itp. Do tego
celu wykorzystuje się m.in. metody projektów, np. storyline, pracę w grupach,
etiudy teatralne, spotkania z różnymi osobistościami. Pisze się w oparciu o te
narzędzia autorskie programy edukacyjne, oczywiście szczególnie dla klas I-III
gdyż tam jest jeszcze największa swoboda działania dla
nauczyciela (oczywiście mowa o szkołach systemowych, tradycyjnych, że tak to
ujmę, i oczywiście ta swoboda też ma swoje od-do). Jednocześnie troszcząc się o
holistyczny rozwój dziecka pomija się bardzo ważny aspekt, który gołym okiem
widać wśród dzieci w Bukowym Domu. Jest nim bycie w ruchu, świadomość ciała, tzn.
świadome jego poruszanie do wyrażania siebie.
Obserwuję od jakiegoś czasu fenomenalną
umiejętność naszych uczniów do odgrywania ról, wcielania się w przeróżne
postacie, owoce, zjawiska przyrodnicze. Rozmawiam z nimi o tygrysach, oglądamy filmik
chwilę później mam wokół siebie tygrysa, geparda i węża. I to nie tak, że oni
mówią tylko o tym, kim są, oni są tymi zwierzętami od małego palca u stóp, bo
czubek głowy. Angażują się cali. Naśladują ruchy, dźwięki, są ciekawe jak te
zwierzęta zachowują się w naturalnym środowisku i zaraz potem wykorzystują to w
zabawie. Tego typu zachowania nie ograniczają się tylko do zwierząt. Za
pomocą ciała, głosu, i różnych rekwizytów odgrywają rośliny, zjawiska
atmosferyczne, postacie z bajek i gier.
Wow! O tym nie uczą na uczelniach! Nikt
nie mówi o tym, by dać dzieciom przestrzeń na odegranie w ciele nowo poznanego
materiału! Choć powszechnie znany jest pogląd, że większość ludzi to tzw.,
kinestetycy to nigdzie już się nie wspomina, jak tę wiedzę wcielić w życie.
Dzięki temu edukacja zintegrowana coraz częściej jest, ale tylko na poziomie
intelektualnym...A ruch to mniej istotny dodatek, głównie przy okazji tzw.
w-f'u, po którym wiele dzieci przestaje mieć ochotę się ruszać (taki
paradoks).
Mając doświadczenie pracy z ciałem i
wiedzę na ten temat (dzięki licznym szkoleniom, warsztatom, książkom), mogę
wspomóc, zainspirować by do naśladowania kota, tygrysa świadomie użyć swoich łopatek.
Czasami wystarczy zapytać: a co jest charakterystycznego w poruszanie się
warana z komodo? I dzieci fantastycznie i bez skrępowania potrafią to nazwać i odtworzyć.
Co daje świadomość ciała i praca z obrazami mentalnymi?
Mogę powiedzieć na swoim doświadczeniu,
które zdobyłam będąc już dorosła. Przede wszystkim poczcie zintegrowania, że to
ciało, o którym się uczyłam na biologii, które obserwowałam u siebie i innych
ma mięśnie, ścięgna, kości, ograny i one czemuś służą.Usłyszałam bicie swojego
serca, zrozumiałam pracę płuc i ich wpływ na moją klatkę piersiową. Drugą
równorzędną sprawą było to, że poprzez świadomy ruch, mogłam siebie lepiej
wyrażać. W tańcu, w odgrywaniu różnych ról. Trzeci aspekt jest taki, że czuję
swoje ciało, mam do niego większy szacunek niż wtedy, gdy go nie miałam. Jestem
w stanie uświadomić sobie, że bolą mnie barki a nie całe plecy, że moje serce
bije bardzo mocno dając znać, że czegoś jest za dużo. Mogę w ten sposób sobie
pomóc, prostując kręgosłup, rozluźniając rękę czy uspokajając oddech.
Co to może dać dzieciom? Może pozwolić na
poszerzanie wiedzy o sobie a przez to większą łatwość w określaniu jak się
czuję. Może pozwolić na jeszcze lepsze odzwierciedlanie tego, co ich interesuje,
ale też wpływa na lepszą koordynację ruchową, wzrokowo ruchową, na poczucie pewności siebie. Może zwiększyć samokontrolę,
tzn. jeśli dziecko będzie świadome, że od mocnego ściskania kredki, ołówka ręka
szybciej mu się zmęczy, będzie mogło świadomie pracować nad jej rozluźnieniem a
przez to na usprawnienie umiejętności pisania, rysowania.
Pisząc ten post przypomniał mi się jeden
warsztat, który myślę, że obrazuje, dlaczego aspekt, o którym tu czytacie jest
pomijany.
Warsztat nosił tytuł: Wytańczyć
Baśń, przeznaczony był szczególnie dla nauczycieli nauczania początkowego.
Trwał dwa dni. Zaczęliśmy od doświadczania różnych ćwiczeń, mających na celu
uświadomienie sobie, co się w nas dzieje, kiedy je wykonujemy. Dotyczyło to
głównie naszej ekspresji ruchowej, tanecznej, poznania swoich możliwości
aktorskich, w przyjaznej atmosferze. Drugiego dnia w małych grupach mieliśmy
zaprezentować za pomocą ciała, strojów, wybraną przez nas historyjkę, opowieść.
Mieliśmy okazję wytańczyć swoją baśń...Okazało się, że to ćwiczenie, dla
większości uczestników było tak trudne, że wielokrotnie padły pytania o
scenariusz, którym mogłyby się posłużyć! Byli to studenci pedagogiki, ale też
zaawansowani nauczyciele. Osobiście wyszłam z tych warsztatów zadowolona,
wzmocniona i poruszona, m.in., dlatego, że miałam okazję lepiej poznać siebie,
doświadczyć czegoś (wówczas) nowego. Z głową pełną autorskich pomysłów poszłam
w świat, większość została ze swoim przekonaniem, że to im nie było potrzebne,
rozczarowaniem i pytaniem jak mieliby to wykorzystać na zajęciach?
Jakiś czas temu już doświadczyłam, że żeby
być w kontakcie z innymi najpierw muszę być w kontakcie ze sobą. Nie tylko na
poziomie intelektualnym, ale także a może przede wszystkim na poziomie swojego
ciała i serca. To tutaj gości empatia, i kiedy naprawdę zadbamy o integrację
między tymi sferami, treściami będzie możliwy rozwój w pełni.
Na koniec zacytuję ponownie Kena
Robinsona, który pięknie pisze o tym, co obserwuję zarówno wśród dzieci w
Naturalnej Szkole, jak i u Mentorów.
W szczególności sztuka odwołuje się do
idei estetycznego doświadczenia. Estetyczne doświadczenie to takie, w którym
nasze zmysły operują na najwyższych obrotach, kiedy jesteśmy obecni w danej
chwili, kiedy z ekscytacją rezonujemy z tą rzeczą, której doświadczamy, kiedy
jesteśmy w pełni żywi.
Do miłego,
Wilczyca-Mentorka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz