W każdej szkole panuje moda. Moda na figurki, karty, bohaterów z
bajek czy filmów. U nas od jakiegoś czasu panuje moda na Lego. Moda ta często
staje się źródłem frustracji, rywalizacji, porównań, ale także współpracy,
negocjacji, wymiany.
W szkole wolnościowej, naturalnej, jaką
tworzymy w Bukowym Domu, jest przestrzeń na to, aby Lego było przedmiotem zajęć
edukacyjnych. W odpowiedzi na ogromne zainteresowanie tymi klockami, różnymi
jego seriami zaczęliśmy tworzyć karty pracy z postaciami z Hobbita (w zasadzie
tworzyły je dzieci zainteresowane tym tematem, ucząc się nie tylko obsługi
przeglądarki, w poszukiwaniu zdjęć bohaterów, ale także programów do pisania i
do obróbki zdjęć). Zostały też przeprowadzone zajęcia dla Mentorki, zorganizowane przez miłośników powyższego tematu. W ramach zajęć konstruktorskich zaproponowaliśmy by każdy
przyniósł Lego, jeśli chce, tak by każdy mógł z nich coś stworzyć, budować.
Siedząc przy okrągłym stole, ustalając dzień,
w którym miałyby się te zajęcia odbyć, w składzie trzech chłopaków, trzy
dziewczyny doszło do takiej spontanicznej dyskusji:
F: Chciałbym, aby było tak, że będzie
można ze sobą rywalizować. Czyli, że będą dwie grupy, i ta, która lepiej coś
zbuduje wygrywa, i ich budowlą będzie można się bawić.
M: A ja wolałbym, żeby nie było
rywalizacji, bo wtedy komuś może być przykro.
A: Ja też bym nie chciałaby była
rywalizacja...
F: To poczekaj, bo mi chodzi o to, żeby
rywalizować mogli Ci, co chcą.
M: Aha. To ja chciałbym by było tak, że
kto chce to może rywalizować a kto nie chce to nie będzie.
F: No tak, będą trzy grupy. Ta, która nie
będzie chciała to nie będzie rywalizować, a Ci, co będą chcieli to będą mogli.
M: A to ok.
A: Uff.
I tak oto toczy się codzienność w Bukowym
Domu. Choć nie wprowadzamy rywalizacji w działaniach, ona jest, dzieci ją znają i borykają się z nią. Doświadczają owej rywalizacji i jej braku i mogę wybrać, co bardziej im pasuje. Jednocześnie mają możliwość wyrażenia swojego zdania, swoich odczuć i
uczą się między sobą rozwiązywać trudne sprawy. Niekiedy potrzebne jest
wsparcie dorosłych, pomoc w nazwaniu emocji, znalezieniu nowych rozwiązań.
Rozwój dzieci i szkoły to jest proces, który ma różne poziomy i etapy. Te
poziomy, które mam na myśli to m.in. to, co dzieci werbalizują, o czym mówią
przy dorosłym, wśród innych dzieci oraz wśród rodziców. Często to są skrajnie
różne poziomy, jak dwa różne wymiary. I nic w tym dziwnego, bowiem w każdym z
tych poziomów doświadczamy innych reguł i zasad, zatem zachowujemy się i mówimy
niekiedy, co innego. Dlatego myślę, że ważna jest wymiana między tymi
poziomami, po to, aby lepiej zrozumieć złożony, wielopoziomowy, wielowymiarowy
świat dziecka. Ale czy tylko świat dziecka taki jest? Czy to nie jest naturalne
także dla nas dorosłych, że w różnych środowiskach zachowujemy się różnie?
Jedne z nich nas zamykają, inne otwierają, jeszcze inne są neutralne albo
irytujące. Warto jednak dbać o to, aby przez większość czasu być tam, wśród
tych, których chcemy. A co to znaczy dobrze się gdzieś czuć, i jak sprawić, by
otaczać się takimi ludźmi, wydarzeniami, miejscami w codzienności to jest już
osobny temat.
Przyglądajmy się tym procesom, w jakich
uczestniczymy my--dorośli, oraz dzieci, z którymi przebywamy. Bądźmy ciekawi,
tych różnych poziomów, bo one są częścią naszego życia. I stwarzajmy takie
przestrzenie, w których nam i dzieciom będzie dobrze, przy jednoczesnej
akceptacji, że tym, którzy z nami są, może też być dobrze w innych
środowiskach.
Mentorka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz